Annabeth rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli. Mały pokoik z łóżkiem, biurkiem oraz komodą na ubrania. Całość dopełniał kufer stojący w kącie oraz klatka znajdująca się na biurku.
- Gdzie jesteśmy? - spytała, podchodząc do biurka i zerkając na leżące na nim zwoje pergaminu oraz numery Proroka Codziennego.
- U mnie w pokoju.. - odpowiedział cicho Harry.
- To jest twój pokój? - zapytała nieco głośniej niż planowała, przez co została uciszona przez bruneta, który szybko przytknął jej dłoń do ust.
- Csiiii... opowiadałem ci o moim wujostwie, pamiętasz? Nie chcesz wiedzieć, co by było, gdyby zobaczyli, że kogoś przyprowadziłem, i to jeszcze takiego samego jak ja.
- Takiego samego jak ty? - powtórzyła, patrząc na chłopaka pytająco.
- W sensie czarodzieja. Oni ich nienawidzą. To mugole. - wzruszył ramionami.
- Czyli nie powinno mnie tu być?
- Teoretycznie nie. Ale jeśli będziemy cicho, nawet się nie zorientują, że tu jesteśmy. Wyszedłem z domu kilka dni temu i nie wróciłem, pewnie już zapomnieli, że mnie nie ma, albo uznali, że jestem w Hogwarcie. Myślę, że nawet tu nie zaglądają.
- Jesteś pewien?
- Tak. Spokojnie możemy tutaj zostać na noc. Tylko musimy być bardzo cicho. - ostrzegł chłopak, na co Ann pokiwała głową, na znak, że zrozumiała. Harry usiadł na łóżku, a Annabeth nadal stała, niezręcznie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ciasne, ale własne. - usłyszała głos Harry'ego. Nic nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się delikatnie. Milczeli przez kilka niezmiernie dłużących im się minut, nie wiedząc, jak się zachować. Nie mogli wyjść do kuchni, żeby coś zjeść. Nie mogli wyjść, żeby się gdzieś przejść, rozerwać. Nie mogli nawet skorzystać z łazienki. W końcu, zmęczona tą niezręczną ciszą, Annabeth usiadła na podłodze obok kufra i otworzyła go. Zaczęła w nim grzebać i układać rzeczy rozwalone w trakcie ich chaotycznej ucieczki. Nagle syknęła, gdy jej palec wskazujący natrafił na coś o ostrym brzegu i przeciął jej skórę. Odruchowo wyjęła rękę ze kufra i włożyła palec do ust.
- Skaecyłam się. - wybełkotała, napotkawszy spojrzenie Harry'ego. Po chwili zajrzała z powrotem do kufra i ostrożnie wyjęła przedmiot, który zadał jej ranę. Oczywiście skaleczenie szybko zniknęło, uleczone mocami Ann, która teraz pustym wzrokiem wpatrywała się w trzymane w ręku zdjęcie. Fotografia przedstawiała ją i Riley, rok temu, w wakacje. Przytulone, roześmiane, w kwiecistych sukienkach. Teraz szybka była pęknięta, brakowało fragmentu, a w miejscu, gdzie skaleczyła się Ann widniało trochę krwi. Czerwona ciecz przybrudziła lekko zdjęcie, zamazując kawałek twarzy Annabeth. W oczach blondynki zakręciły się łzy.
- Dlaczego mi to zrobiłaś?! Dlaczego mnie zostawiłaś?! - wykrzyczała, mocno ściskając w dłoniach zdjęcie, po czym rzuciła nim w ścianę naprzeciw siebie tak, że rozleciało się na kilka kawałków. Schowała twarz w dłoniach i pozwoliła łzom popłynąć.
Harry, widząc to, podszedł do niej i klęknął obok, obejmując ramieniem. Zaczął ją uspokajać i pocieszać. Tymczasem, znajdujący się w salonie Dursley'e spojrzeli po sobie zdziwieni, słysząc hałas. Wbiegli wszyscy troje na górę i stanęli po drzwiami pokoju swojego podopiecznego. Coraz bardziej popadali w panikę, słysząc tam czyjąś rozmowę i odgłosy płaczu.
- V-Vernoon... - wyjąkała Petunia. - Co tam się dzieje? Tam słychać jakąś dziewczynę! - pisnęła.
- Jak to dziewczynę? Harry nie ma dziewczyny! - zawołał Dudley, patrząc na tatę.
- Przecież tego bachora nie ma w domu już od kilku dni! Skąd on się tam wziął? - warknął i wszedł do środka, a jego żona i syn zaraz za nim, chowając się za jego plecami.
Harry, widząc wujostwo i kuzyna w swoim pokoju, drgnął i podniósł się z klęczek. Wzrok Vernona przenosił się to na swojego siostrzeńca, to na jego płaczącą koleżankę.
- TY! CO TO MA ZNACZYĆ?! GDZIEŚ TY BYŁ TYLE CZASU?! WYSZEDŁEŚ TYLKO PO BUŁKI I ZNIKNĄŁEŚ!!! - wrzeszczał pan Dursley, przez co jeszcze bardziej wystraszył Annabeth. Mimo to jednak dziewczyna się podniosła, otarła łzy i wydukała:
- T-to moja wina.. Harry spotkał mnie po drodze.. i.. i mi p-pomógł...
- MASZ SZLABAN NA MIESIĄC! TO CIĘ NAUCZY ZNIKAĆ Z DOMU NA CAŁE DNIE!!! - krzyknął wuj, celując palcem w chłopaka.
- Ale my jutro jedziemy do Hogwartu! - zaprotestował brunet.
- NIE OBCHODZI MNIE TO!!! MASZ SZLABAN!!! A TY MŁODA DAMO MASZ WRACAĆ DO DOMU!!! CHŁOPCZE, ILE RAZY CI MÓWIŁEM, ŻE MASZ ZAKAZ SPROWADZANIA GOŚCI?!!
- Nie! Annabeth zostaje ze mną! Ona nie może wrócić do domu! Tam jest niebezpiecznie, może zginąć!
- NIE OBCHODZI MNIE LOS TAKICH JAK TY!!!
- TAK?! W TAKIM RAZIE JA STĄD IDĘ RAZEM Z ANN!!! NIE PUSZCZĘ JEJ SAMEJ SKAZANEJ NA ŚMIERĆ TYLKO DLATEGO, ŻE JESTEŚ TAK MAŁO LUDZKI I NIE OBCHODZI CIĘ LOS INNYCH!!! - wrzasnął brunet, chwytając rękę Ann i przeteleportował ich do miejsca, które jako pierwsze przyszło mu do głowy. Miejsca, gdzie miał swój tak jakby drugi dom, drugą rodzinę. Miejsca, gdzie zawsze zostałby miło przyjęty, zarówno przez przyjaciela, jak i przez jego rodziców, braci oraz siostrę. Siostrę, która była dziewczyną Harry'ego.
"Jezu, co ja robię?" - chłopak skarcił się w myślach, kiedy przypomniał sobie, że w Norze, oprócz Rona, mieszka także Ginny. "Tsaaa... Na pewno by mnie miło przyjęła, jakby zobaczyła, że jest ze mną Annabeth..." - pomyślał, robiąc nieciekawą minę, co nie umknęło uwadze blondynki.
- Wszystko w porządku? Gdzie jesteśmy?
- Co..? Yyy.. jesteśmy pod domem mojego przyjaciela, ale.. wiesz co? Przypomniało mi się, że on jest teraz gdzieś u rodziny.. - język Harry'ego zaczął się plątać. Zmieszał się jeszcze bardziej, gdy zauważył, jak ktoś chodzi po podwórku. Szybko złapał Ann za ramiona i odwrócił w swoją stronę, by srebrnooka nie dostrzegła widocznej z daleka rudej czupryny.
- Mam pomysł. Znam jeszcze jedno miejsce, w które możemy się do jutra przenieść.
- To na co czekamy? - Annabeth uśmiechnęła się delikatnie, chwytając jedną ręką jego dłoń, a drugą swoją walizkę. - Ruszajmy.
Chłopak wziął głęboki wdech i w ułamku sekundy znaleźli się na Grimmauld Place. Po chwili im oczom ukazał się dom rodziny Black, do którego weszli po cichu.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęła Ann, nie mogąc powiedzieć nic głośniej.
- W domu mojego ojca chrzestnego. - odszepnął brunet, rozglądając się po mieszkaniu. W środku było widać ślady użytkowania, co Harry uznał za dobry znak. Członkowie Zakonu albo tu teraz przebywają, albo byli tutaj niedawno.
Chłopak zrobił kilka wolnych kroków na przód. Nagle przed nim ukazała się czyjaś sylwetka, rozbłysło niebieskie światło, a zielonooki został odrzucony do tyłu i pozbawiony różdżki.
- Harry! - ciszę przedarł krzyk Annabeth, która klęknęła obok chłopaka, jednocześnie wyciągając różdżkę i odwracając się w stronę, z której nadszedł atak. Napastnik po raz kolejny uniósł różdżkę, ale słysząc imię swojego bratanka, opuścił ją.
- Harry? - Ann dobiegł męski głos, a jej towarzysz dźwignął się na nogi, masując swoje plecy.
- Syriusz? - zapytał, patrząc w przestrzeń, by po chwili wpaść w ramiona jakiegoś mężczyzny.
- Wybacz ten atak. - mężczyzna poklepał młodego Pottera po plecach, jak swojego starego kumpla, którego nie widział kopę lat.
- Nie szkodzi. Naprawdę.
- A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? I.. kim jest twoja koleżanka? - zapytał, przyglądając się srebrnookiej.
- Nazywam się Annabeth Magritte.
- Annabeth... - mruknął, jakby się nad czymś zastanawiał, po tym, jak usłyszał jej imię. - Syriusz. Ojciec chrzestny Harry'ego. - odpowiedział Łapa.
- Miło mi pana poznać.
- Zaraz ci wszystko opowiemy, ale.. Możemy zostać tutaj na noc? - zapytał Harry, łapiąc za walizki.
- Jasne, czuj się jak u siebie. - powiedział Black, przywołując na twarz uśmiech. - Super, że wpadłeś. Chodźcie, na górze są jeszcze inni członkowie Zakonu. - mówiąc to, zaczął prowadzić ich po starych, skrzypiących schodach.
- Zakonu? Harry, o co chodzi? - zapytała blondynka, marszcząc brwi, lecz młody Potter przytknął palec do ust.
- Csiii.. później ci wszystko wyjaśnię. Na razie chodź.
Po chwili cała trójka znalazła się w dużym pomieszczeniu na piętrze. Stały tam dwie ogromne kanapy oraz dwa fotele okazałej wielkości. Po środku stał wielki, dębowy stół, a dookoła niego siedziało kilka osób.
- Harry? Jak miło cię widzieć! - zawołał jakiś mężczyzna, podchodząc do niego i przytulając, podobnie jak Syriusz wcześniej.
- Remus. Mi również miło cię widzieć. - na twarzy Harry'ego widniał uśmiech, kiedy witał się z innymi. Ann usłyszała, jak wita się z niejakim Moody'm, Kingsley'em oraz Tonks, natomiast przed ostatnim z członków, skłonił się lekko i wymamrotał.
- Profesor Snape. Witam..
- Witaj Potter. - odpowiedział czarnowłosy mężczyzna, którego Ann znała ze swoich lekcji odbywających się w domu. Dziwne jej się wydawało, że mężczyzna niemal cały czas przypatrywał się jej uważnie, Harry'ego nie obrzucając nawet jednym spojrzeniem. Blondynka spostrzegła, jak nauczyciel eliksirów zacisnął dłonie w pięści, chowając je w szerokich rękawach swojej czarnej jak noc szaty.
- Co tu robicie? - zapytał Snape, przeszywając ich spojrzeniem.
- Właśnie Harry. Opowiadaj. - Remus posunął się na kanapie, robiąc najmłodszym miejsce. Kiedy usiedli, brunet zaczął swoją opowieść, a wszyscy słuchali ich z uwagą. Kiedy skończył, pierwszy odezwał się Syriusz.
- Harry, dlaczego nie przyszliście tutaj od razu?! - zapytał, zły na swojego chrześniaka, że tyle ryzykował.
- W kwaterze bylibyście najbezpieczniejsi niż w tych wszystkich miejscach, które odwiedziliście. - wycedził profesor Snape.
- Harry, wiesz, że Voldemort w każdej chwili mógłby cię dopaść? - tym razem odezwał się Remus. - Chwilowa szkolna przerwa w czasie której byłeś poza zamkiem, spokojnie by mu wystarczyła.
- Tak, wiem, ale zrozumcie, że nawet nie przyszło mi to do głowy... Nie wiem czemu.. próbowałem sobie poradzić sam.. w ogóle zapomniałem o kwaterze.. - tłumaczył Harry, a jego wyjaśnienia przerwał Severus:
- Oczywiście święty i najlepszy pan Potter potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Nie obchodzi go to, że przez jego samowolkę mogą zginąć inni. Pomyślałeś, co by było, gdyby śmierciożercy was pojmali i zaprowadzili do Voldemorta? Byłoby już po tobie oraz po twojej towarzyszce. Chyba nie chciałbyś mieć nikogo na sumieniu? - tym pytaniem zakończył swój wykład, patrząc swoimi czarnymi oczami na młodzieńca. Harry jedynie zacisnął zęby i nic nie odpowiedział.
- Severusie. Przestań. Oni na pewno są zmęczeni. Grunt, że uszli z życiem, nie powinniśmy ich dołować jeszcze bardziej. - odezwał się Lupin.
- A jakby nasz Złoty Chłopiec zginął? A razem z nim dziewczyna? - zapytał, a jego oczy niemal błyszczały ze złości. Zawsze denerwowała go samowolka Pottera. Profesor twierdził, że Wybraniec uważa się za najlepszego i nie uznaje zasad oraz porad innych.
- Ale żyją. I teraz potrzebują odpoczynku. Chodźcie, pokażę Wam pokoje. - wymianę zdań przerwał Syriusz, wstając i wyprowadzając ich z pomieszczenia.
- Harry, prześpisz się w moim pokoju, a ty, Annabeth, w Tonks. - powiedział, pokazując im poszczególne sypialnie. Podziękowali grzecznie, poinformowali, że jutro wyjeżdżają, po czym każde z nich położyło się w wyznaczonych łóżkach. Annabeth zasnęła zmęczona, zanim jeszcze dotknęła głową poduszki, a Harry jeszcze rozmyślał nad swoim postępowaniem oraz nad słowami członków Zakonu. Dopiero po jakimś czasie zasnął, nie mogąc doczekać się, aż razem z Ann znajdą się w Hogwarcie.
**********************************************************
Młody pan Potter obudził się rano, gdy wszyscy członkowie Zakonu jeszcze spali. Zszedł na dół do kuchni, gdzie przy stole siedział jego ojciec chrzestny, pijąc kawę i czytając Proroka Codziennego.
- Piszą coś ciekawego? - zapytał, siadając do stołu.
- Jak zwykle, Skeeter pisze jakieś bzdury. Żadnych ciekawych tematów ani informacji. - Syriusz wzruszył ramionami. - Może coś zjesz? - zapytał po chwili, odkładając gazetę na bok.
- Nie, nie, dziękuję. Niedługo będziemy się zbierać, na dziesiątą musimy być na dworcu.
- Lupin, Tonks i Moody będą was eskortować. - poinformował go Łapa.
- Czy to konieczne? - jęknął brunet. Nigdy nie lubił zawracać innym głowy swoją osobą.
- Konieczne, Potter. Bardziej niż ci się wydaje. - usłyszał za sobą głos Snape'a, który nie wiadomo kiedy znalazł się w kuchni.
- No dobrze.. To ja pójdę obudzić Annabeth i wychodzimy. - zielonooki wstał od stołu i poszedł do tymczasowej sypialni Ann. Obudził delikatnie blondynkę i poinformował, że muszą się już zbierać. Po kilku minutach byli już w drodze na dworzec w asyście Nimfadory Tonks, Remusa Lupina oraz Alastora Moody'ego.
***
Witam Was wszystkich serdecznie :) ufff w końcu udało mi się dokończyć zaczęty już bardzo dawno rozdział. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz bardzo Was przepraszam, że tyle z tym zwlekałam. Mogę się wytłumaczyć, ale nie widzę sensu zaśmiecania tego posta moimi marnymi wyjaśnieniami. Wiedzcie tylko, że w końcu, zmorzona chorobą, siedzę sama w domu, mam mnóstwo czasu, który wykorzystuję na nadrobienie rozdziału. Gdyby nie ta choroba i ponad 39 stopni gorączki, rozdział pewnie nadal by czekał na dokończenie, a ja byłabym zarobiona i zajęta. Cóź.. po prostu wypad na Mazury mi nie posłużył i wróciłam z pamiątką z wakacji w postaci choroby. Na razie obdarzam Was rozdziałem na Zagubionej, a niebawem nowa notka na http://hogwart-my-new-school.blogspot.com :) czuwajcie ;)
I wybaczcie.
Że kazałam Wam tyle czekać.
I proszę o opinię o tym pisanym w czasie gorączki rozdziale.
Mam nadzieję, że dużo błędów nie ma, momentami ja sama nie wiem co mówię, czy piszę. Wczoraj bredziłam coś bez sensu, kazałam chłopakowi wziąć "niebieski, niski, wysoki rower" o.O Głupia ja.
To... pozdrawiam Was serdecznie, mam nadzieję, że czytelników mi nie ubyło przez ten czas i czekam na opinię, krytykę oraz PORZĄDNY OPIEPRZ ZA TO, ŻE KAZAŁAM WAM TYLE CZEKAĆ.
Do następnego, bajo :*
/Annabeth
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
niedziela, 17 maja 2015
Rozdział 11
Drogi Harry!
Z ciekawością czytałem Twój list dotyczący Twojej nowej koleżanki. Otóż muszę Ci powiedzieć, że jest mi ona dobrze znana, gdyż jako jedyna, wraz ze swą przyjaciółką, uczy się w domu, poza szkołą. Sądzę, że zdążyłeś się już dowiedzieć, że co jakiś czas odwiedzają ją nauczyciele Hogwartu, by sprawdzić jej wiedzę i wystawić stopnie. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego tak jest, lecz nie mogę Ci tego teraz wyjaśnić - odpowiedź na to pytanie poznasz szybciej, niż się spodziewasz.
Ale przejdźmy do sedna. Mówisz, że babcia Annabeth wyjechała jakiś czas temu, zostawiając ją samą? Rzeczywiście, kiedy ostatnio ją odwiedziłem wraz z innymi nauczycielami, jej ciotka mówiła mi, że Ann jest chwilowo pod jej opieką, ale nie sądziłem, że to przedłuży się do kilku tygodni. Z Twojego listu wywnioskowałem też, że ciotką Annabeth z jakiegoś powodu zainteresowali się śmierciożercy.. Cóż, domyślam się o co może chodzić.. A jeśli mam rację, to niedobrze. Praktycznie wszystkie nasze starania poszły na marne. Harry wokół tych ludzi krąży więcej tajemnic niż myślisz. Myślę, że z czasem je poznasz.
Ale odpowiadając na Twoje pytanie - tak, panna Annabeth może uczęszczać do Hogwartu. Przygotuj ja odpowiednio i przyprowadź do Hogwartu wraz z zakończeniem tej tygodniowej przerwy. W niedzielę chcę Was widzieć na kolacji! Musimy przeprowadzić dla Ann Ceremonię Przydziału. Swoją drogą, ciekaw jestem, gdzie też ona trafi. Ta mieszanka charakterów, ojciec Ślizgon, matka Gryfonka...
Ale chyba coś za bardzo się rozpisałem. Do zobaczenia wkrótce, Harry. Czekam na Ciebie i pannę Annabeth, już nie mogę się doczekać, aż dołączy do grona naszych uczniów.
A. Dumbledore
Annabeth stała i razem z Harrym czytała list. Przebiegło przez nią stado emocji. Jak to? Harry pisał o niej Dumbledore'owi? Przyjęto ją do Hogwartu? Ojciec Ślizgon, matka Gryfonka? Tajemnice? Ten człowiek wiedział więcej szczegółów o niej i jej rodzinie niż ona sama...
- Annabeth! Możesz iść ze mną do Hogwartu! Nie musisz iść do domu dziecka! - zawołał uradowany Harry, rzucając list na ławę i przytulając ją. Ona jednak stała oszołomiona.
- Pisałeś do Dumbledore'a? Kiedy..? - wykrztusiła, patrząc na niego zdziwiona.
- No.. wczoraj. - brunet przeczesał dłonią włosy.
- Po co?
- Jesteś w niebezpieczeństwie, nie ma się Tobą kto zająć.. A dziś jeszcze przyszła babka z domu dziecka. Najlepszym wyjściem będzie pójście do Hogwartu.
Ann milczała przez chwilę. Układała sobie wszystko w głowie. Po krótkiej analizie wszystkich "za" i "przeciw" stwierdziła, że Harry rzeczywiście ma rację. Pokiwała głową.
- To chyba dobry pomysł.. - powiedziała cicho.
- Nie cieszysz się? Chyba zawsze chciałaś normalnie żyć? Uczyć się w szkole?
- Tak, ale... - urwała i zagryzła wargę.
- Ale co?
- Tajemnice.. ja żadnych nie znam.. ten człowiek wie o mnie więcej, niż ja sama. - powiedziała, siadając w fotelu. Podkuliła nogi i obięła je ramionami.
- Typowy Dumbledore. - zielonooki wzruszył ramionami. - Czytałaś list. Z czasem wszystkiego się dowiemy.
- Harry! Ty mnie chyba nie rozumiesz. Ja nie wiem NIC o swoich rodzicach, a on wie, w jakich domach byli. Czyli wie też, jak się nazywali. Znał ich. A mi własna babcia nie chce o nich opowiedzieć.
- Jestem pewien, że w Hogwarcie poznasz wiele tajemnic. Uwierz mi, wiem to na własnym przykładzie. Chodź, trzeba się spakować, jutro wyjeżdżamy. Za dwa dni zaczynają się zajęcia.
Ann powoli wstała z fotela.
- W pracowni mam wszystkie książki.
- To się dobrze składa, nie musimy iść po nie na Pokątną. - rzekł Harry, idąc na górę, w stronę pracowni.
- Byłam tam tylko raz. Przed rozpoczęciem nauki. Babcia zabrała wtedy ze sobą kufer bez dna, żeby wszystko się zmieściło. Za jednym razem kupiła mi wszystko, co potrzebne na siedem lat nauki.
- Nie mogę pojąć, dlaczego twoja babcia tak postępuje. - Harry pokręcił z dezaprobatą głową i otworzył drzwi do pracowni.
- Gdzie masz ten kufer? - spytał, rozglądając się.
- Na strychu. Zaraz przyniosę.. - powiedziała Ann i szybko poszła we wskazane wcześniej miejsce. Po chwili wróciła, ciągnąc za sobą brązowy kufer. Harry, pamiętając listę potrzebnych rzeczy jaką dostał na początku tego roku w Hogwarcie, pomógł dziewczynie odpowiednio się przygotować do nauki w tej szkole. Po około dwóch godzinach skończyli pakować kufer Annabeth i usiedli w salonie, by odpocząć. Srebrnooka zaczęła wypytywać Harry'ego o szkołę, o innych uczniów, o lekcje.. Innymi słowy - chciała dowiedzieć się jak najwięcej na temat Hogwartu. Brunet cierpliwie odpowiadał na jej pytania i dzielił się z nią różnymi informacjami i ciekawostkami na ten temat.
Po jakimś czasie ciekawość Ann była już w miarę zaspokojona. Zapytała Harry'ego, czy nauczy ją jakiegoś zaklęcia, była niemal pewna, że ten młodzieniec zna o wiele więcej zaklęć niż ona i niż jest ich w podręczniku. I tak po chwili debatowania na ten temat padło na Zaklęcie Patronusa.
- Najpierw poćwiczmy wymowę. Powtarzaj za mną: Expecto Patronum! - Harry wypowiedział zaklęcie odpowiednio je akcentując, po czym pomógł Ann nauczyć się go prawidłowo wymawiać.
- Teraz musisz się mocno skupić. Pomyśleć o czymś miłym, przyjemnym. Przywołaj jakieś szczęśliwe wspomnienie. - powiedział i dał Ann chwilę na zastanowienie się.
- Masz? - zapytał, a dziewczyna pokręciła głową.
- Musisz przypomnieć sobie najszczęśliwsze chwile w życiu.. nie wiem.. urodziny, impreza, jakiś chłopak, przyjaciółka...
- Okeej.. - powiedziała powoli. - Już mam.
- Dobra, to teraz musisz, cały czas myśląc o tym, wypowiedzieć zaklęcie. Pamiętaj o skupieniu. Myśl o wspomnieniu.
Ann, postępując zgodnie z jego wskazówkami przystąpiła do wyczarowania patronusa. Niestety, pierwsza próba zakończyła się fiaskiem.
- Nie udało się, ale to nic. Ja, jak się uczyłem tego zaklęcia, też nie wyszło mi za pierwszym razem. Ale to było dwa lata temu. Ty jesteś starsza, zapewne nauczysz się go szybciej. Spróbuj jeszcze raz. - powiedział Harry zachęcająco, a Annabeth ponowiła próbę. Raz, drugi, trzeci... i nic.
- Nie martw się. Na pewno ci się uda. - rzekł brunet, gdy zobaczył zniechęconą minę Ann. - Może wspomnienie jest za słabe. Mogę wiedzieć, o czym myślałaś?
- O.. o wakacjach, rok temu, razem z Riley i jej ciocią. Byłyśmy w Hiszpanii. Bardzo mi się tam podobało...
- Rozumiem. Ale do wyczarowania patronusa może być za słabe. Spróbuj pomyśleć o czymś innym.
- Dobrze. - pokiwała głową i spróbowała wykrzesać z głębi pamięci jakieś wspomnienie Ericka. Przypominała sobie wszystkie szczęśliwe chwile z nim spędzone, ale każdemu wspomnieniu towarzyszyła tęsknota za tym przystojnym chłopakiem i wcale nie czuła się szczęśliwa, gdy o nim myślała. Przypominało jej to o jej nieszczęśliwej miłości, postępowaniu babci, tęsknocie, zniszczonym szczęściu. Mimo to, postanowiła wyczarować patronusa. Niestety, próby przy tym wspomnieniu również zakończyły się niepowodzeniem.
- Może odpoczniesz? - zaproponował Harry, widząc na twarzy Ann zbulwersowanie, irytację i zawód.
- Nie. Chcę się tego nauczyć. - powiedziała stanowczo.
- Spróbuj zmienić wspomnienie. Te również może być za słabe. O czym myślałaś? - zapytał bezpośrednio, a Ann trochę się zmieszała.
- N-nieważne... - wymamrotała, spuszczając wzrok.
- Chyba możesz mi powiedzieć? - zapytał z lekki poirytowany brunet, a Annabeth przygryzła wargę. Wachała się, czy mu powiedzieć. W końcu stwierdziła, że będzie z nim szczera.
- Rok temu, w wakacje, do domu obok nas wprowadziło się pewne małżeństwo z synem.. - zaczęła, a Harry słysząc słowo "syn" od razu domyślił się, o co chodzi, jednak nie przerywał, tylko słuchał uważnie blondynki. - Oni byli mugolami. No i my.. To znaczy ja i Erick.. zbliżyliśmy się do siebie. A moja babcia.. - głos jej się załamał. - Zniszczyła to wszystko. Zmodyfikowała tym mugolom pamięć i sprawiła, że się wyprowadzili. Długo prosiłam ją o wyjawienie tej tajemnicy, ale ona tylko mnie za to karała. Dwa razy oberwałam od niej Cruciatusem. Raz, jak wymknęłam się z Erickiem, a drugi, gdy błagałam ją, by powiedziała mi, gdzie oni teraz mieszkają. - powiedziała głosem pełnym smutku, tym samym kończąc swoją opowieść.
- Rozumiem.. Co czujesz, gdy myślisz o tym chłopaku? - zapytał, próbując nie pokazywać na twarzy emocji, jakie nim targały. A były to pewnego rodzaju smutek, żal, współczucie, ale też zazdrość. Zazdrość, że Ann myśli o jakimś innym chłopaku, nawet jeżeli ich zbliżenie miało miejsce rok temu, a teraz nie wiedziała o nim kompletnie nic.
- No.. przypominam sobie wszystkie chwile.. nasz pierwszy pocałunek.. miłość.. Ale gdy o nim myślę, czuję tylko tęsknotę. - wyjawiła, bawiąc się palcami i patrząc w podłogę.
- A co czujesz, gdy myślisz o mnie? - zapytał, patrząc na nią. Ann uniosła głowę i napotkała wzrok jego zielonych tęczówek, przez co na krótką chwilę zabrakło jej słów.
- J-ja..? No wiesz.. cieszę się, że cię spotkałam.. że mi pomogłeś... Gdyby nie ty, to albo nadal bym się błąkała po ulicach Londynu, albo bym już nie żyła.
- Czyli jesteś szczęśliwa, że tu jestem? Nie jesteś na mnie zła ani nic?
- Nooo... nie.
- To spróbuj pomyśleć o mnie. I wyczarować wtedy patronusa.
Ann nic już nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy. Skupiła się i pomyślała o Harrym, o jego pomocy, towarzystwie, pocałunku...
- Expecto Patronum! - z różdżki srebrnookiej wytrysnął błękitny obłok światła formujący się powoli w łanię. Oboje wpatrywali się w nią szeroko otwartymi oczami, gdy nagle jej postać rozwiała się, kiedy inny patronus o kształcie wilka wbiegł prosto w nią, złowieszczo obnażając zęby. Ann cofnęła się zdezorientowana, a brunet momentalnie znalazł sie przy niej, gdy patronus przemówił męskim głosem:
- Jesteście w pułapce. Potter, masz dwie minuty, żeby przygotować się do pojścia do Czarnego Pana, bo jak nie, to zabijemy twoją nową przyjaciółeczkę. - wywarczał i rozpłynął się. Blondynka stała jak wryta, ale Harry zareagował błyskawicznie:
- Szybko! Mamy mało czasu! - krzyknął, łapiąc ją za rękę i biegnąc na górę. Wbiegli do pracowni, a chłopak złapał rączkę kufra.
-Masz wszystko? - zapytał gorączkowo.
- Nie, jeszcze kosmetycz..
- Pieprzyć kosmetyczkę! Musimy uciekać.. - przerwał jej chłopak i przeteleportował ich z domu Ann do względnie bezpieczniejszego miejsca.
************
Hej, hej, hej :)
I jak Wam się podoba? Tak, wiem, trochę mnie nie było, ale nie martwcie się, blog nie został zawieszony ;)
Po prostu zbliża się koniec roku szkolnego, więc trzeba się trochę popodciągać, zwłaszcza jak się chce czerwony pasek :))
Dodatkowo, na moim drugim blogu pojawił się OneShot pt. "Przepraszam Draco". Zainteresowanych zapraszam na http://hogwart-my-new-school.blogspot gdzie znajdziecie dwa rozdziały bloga i wyżej wymienioną miniaturkę :)
Zachęcam do czytania i komentowania ;>
Pozdrawiam Was serdecznie :*
Annabeth
czwartek, 16 kwietnia 2015
Rozdział 10
Ann wpatrywała się w kobietę wielkimi oczami. Co? Ona? Do domu dziecka?! To chyba jakaś kpina! A co z rodziną? Z domem? Z nauką magii? Dziewczyna nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Pierwszy z opozycjonistów odezwał się Harry:
- Ann nie pójdzie do żadnego domu dziecka!
- Przykro mi, chłopcze, ale takie mamy prawo. A ty kim jesteś? - odparła kobieta, spoglądając na niego znad okularów.
- Jestem przyjacielem Ann i nie pozwolę, żeby trafiła do jakiegoś przytułku!
- To nie żaden przytułek, tylko bardzo dobry dom dziecka! - zawołała oburzona kobieta.
- Ta, a ja jestem święty Walenty. - prychnął brunet. Annabeth złapała go za rękę i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Harry... Ja nie chcę do domu dziecka.. nie pozwól im mnie zabrać. - powiedziała rozpaczliwym głosem.
- Nie bój się Ann. Wszystko będzie dobrze.
- Annabeth Magritte. Pakuj się i bez dyskusji idziesz ze mną. - powiedziała kobieta stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu głosem, na co Harry szybko zareagował:
- Nie! - krzyknął i zaklęciem oszołomił przedstawicielkę domu dziecka.
- Harry, co Ty wyprawiasz?! - krzyknęła Annabeth, widząc, jak kobieta upada.
- Nie martw się, nic jej nie będzie. Obliviate! - szepnął, celując różdżką w nieprzytomną kobietę.
- Świetnie. I co dalej? - spytała zirytowana srebrnooka.
- O to się nie martw. - rzekł Harry i zaklęciem uniósł ciało kobiety w powietrze, a następnie nakrył je peleryną-niewidką, którą miał skrytą w kieszeni bluzy, która, zaczarowana, była "bez dna". Lewitujące ciało stało się niewidzialne, po czym Potter wyszedł z domu, zostawiając Ann w osłupieniu.
Dziewczyna poszła do salonu i usiadła na kanapie. Wpatrując się w jeden punkt, rozmyślała nad tym wszystkim. Ktoś nasłał na nią dom dziecka. Sąsiedzi. Mugole. Zaczęli się interesować. Uważali, że szesnastoletnia dziewczyna nie powinna siedzieć sama w domu. Ale nie wiedzieli, że ta dziewczyna jest czarownicą, ma przyjaciela czarodzieja i potrafi poradzić sobie sama, bez babci, która miała ją w dupie już od kilku tygodni. Annabeth była tak zła na nią, taka wkurzona, że na samą myśl o niej dłonie zaciskała w pięści. Jak ona mogła olać swoją jedyną wnuczkę i zostawić ją samą na tak długi okres czasu?! Fakt, zaglądała do niej ciotka i Riley, uczyły się razem, ale to nie zmienia faktu, że najbliższa jej osoba zostawiła ją samą, zdaną praktycznie tylko na siebie. I jeszcze te ataki śmierciożerców. Ciotka uciekła i zabrała ze sobą Riley!
Gdyby nie Harry, byłaby sama! Annabeth nie potrafiła pogodzić się z myślą, że jest taka mało ważna, że wszyscy jej najbliżsi mają ją głęboko w poważaniu, że nikogo nie interesuje... Wstała i skierowała się na górę do łazienki. Sięgnęła swoją kosmetyczkę i wygrzebała z niej żyletkę. Podwinęła rękaw i spojrzała na przedramię pokryte maleńkimi bliznami i ranami, które nie zdążyły się jeszcze zagoić. Doskonale wiedziała, że cienkie ślady sięgają znacznie wyżej, że na rękach, między ramieniem a łokciem jest ich znacznie więcej. To, co widziała teraz na przedramieniu, to zaledwie namiastka tego, co znajdowało się wyżej. Patrzyła obecnie na pięć, góra dziesięć blizn.
Właśnie przyłożyła sobie do skóry lewego przedramienia żyletkę, gdy usłyszała, jak otwierają się drzwi domu, a po chwili na parterze rozległy się kroki. Nasłuchiwała. Usłyszała, jak brunet woła jej imię i kieruje się na górę. W popłochu dopadła drzwi i nie chcąc, by Harry przeszkodził jej w ucieczce od psychicznego bólu, w czymś, co jej pomaga, przekręciła klucz.
- Jestem w łazience! Zaraz przyjdę! - zawołała, mając cichą nadzieję, że Harry sobie pójdzie i da jej chwilę spokoju.
- Dobra! To ja czekam na dole! - odkrzyknął zielonooki i zszedł z powrotem na parter. Blondynka odetchnęła z ulgą i usiadła na brzegu wanny. Zamknęła oczy i zrobiła to, co od jakichś trzech lat pomagało jej zapomnieć o uczuciu samotności i odrzucenia, o braku towarzystwa oraz normalnej rodziny i normalnego życia. Chciałaby mieć rodziców, koleżanki, kolegów, chłopaka, chodzić do szkoły... Ale dla niej to były dotychczas marzenia nie do zrealizowania. Chciała zapomnieć o dyscyplinie, jaka panowała w domu, o presji, jaką wywierała na niej babcia pod względem nauki i posłuszeństwa. Miała dość słów, które słyszała z ust babki i ciotki milion razy więcej, niż słowa "kocham cię": "To dla twojego dobra, Ann.. Kiedyś to zrozumiesz."
Starała się. Starała się być grzeczna, posłuszna, pilnie się uczyć. Starała się ZROZUMIEĆ. Ale tak na prawdę gówno rozumiała. Z rozpaczy i bezsilności sięgnęła po żyletki. Teraz jej lewe przedramię przyozdobiły kolejne trzy małe ranki.
Uniosła rękę nad umywalkę i patrzyła, jak z cięć sączy się krew, spływa po ręku i kapie wielkimi kroplami. To były łzy. Łzy jej duszy. Jej dusza cierpiała i to był sposób, aby choć na chwilę ją od tego cierpienia uwolnić. Czuła, jak razem z czerwoną posoką wypływają z niej wszystkie smutki i żale.
Podczas gdy Ann była w łazience i patrzyła, jak krew leci z jej ran, Harry siedział w salonie i z niecierpliwością czekał na blondynkę. Miała zaraz przyjść, a minęło już prawie dwadzieścia minut. Wstał i poszedł na górę. Stanął przed drzwiami łazienki i zaczął nasłuchiwać. Gdy nic nie usłyszał, krzyknął:
- Ann? Annabeth, jesteś tam?
- Tak, jestem, zaraz wchodzę! - srebrnooka obciągnęła rękaw błękitnej bluzki, nie zwracając uwagi na to, że rany jeszcze nie przestały krwawić.
- Annabeth, wychodź! Co ty tam robisz?
- Zaraz przyjdę!
Harry nacisnął na klamkę, lecz drzwi były zamknięte.
- Otwórz!
- Daj mi spokój! - zawołała Ann, a w jej głosie można było wyczuć złość. To przekonało Harry'ego, że z Annabeth coś się dzieje. Odsunął się trochę od drzwi i wycelował w nie różdżką.
- Alohomora! - drzwi otworzyły się z impetem i brunet wszedł do środka. Annabeth siedziała wówczas skulona na brzegu wanny, w jej oczach widać było lekkie przerażenie, podobne do tego, jakie jest widoczne w oczach uczniów przyłapanych na ściąganiu albo złodziejaszka nakrytego na kradzieży chleba.
- Co tu robisz tak długo? - Harry usiadł obok niej.
- Nie twoja sprawa. Idź sobie. - fuknęła na niego, lecz nie posłuchał.
- Ann, powiedz, proszę, co się dzieje. - poprosił, po czym jego wzrok padł na ręce dziewczyny. Zobaczył plamy krwi na lewym rękawie jej bluzki.
- Co to jest? - zapytał, łapiąc ją za rękę i czując, jak narasta w nim gniew.
- Zostaw mnie! - zawołała Ann i wyrwała rękę. Wstała i ruszyła do drzwi. Harry poderwał się za nią i zatrzymał ją, ponownie łapiąc jej rękę.
- Annabeth!
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
- Mówiłam. Zostaw. Mnie. W spokoju! - wycedziła każde słowo oddzielnie i ponownie próbowała wyrwać rękę, rękę, lecz Harry nie pozwolił jej na to. Podwinął rękaw i obejrzał przedramię blondynki.
- Czemu to robisz? Czemu?! - w głosie Harry'ego słychać było złość i rozpacz jednocześnie. - Bo mi to pomaga!
- Czym to zrobiłaś?! - brunet rozejrzał się po łazience, w poszukiwaniu rzeczy, której Ann użyła do zadania sobie tych ran. Dziewczyna milczała uparcie, a jego wzrok padł w końcu na żyletkę.
- Zabieram ci to i żebym cię więcej nie widział z żadną żyletką! - wrzasnął i wybiegł z łazienki z powrotem na dół. Ann wzięła kilka uspokajających wdechów i poszła za nim. Harry siedział na kanapie, łokcie miał oparte i kolana, a dłonie splecione razem. Opierał na nich brodę i wpatrywał się w leżącą na ławie żyletkę. Gdy Ann weszła do środka, nawet na nią nie spojrzał. Ciągle patrząc na żyletkę, zapytał już opanowany i względnie spokojny:
- Dlaczego? Proszę, powiedz mi, dlaczego ty to robisz? Dlaczego okaleczasz takie piękne ciało? Ann.. to uzależnia.. Nie możesz zniszczyć sobie życia... - w jego głosie słychać było wyłącznie smutek i rozpacz. Annabeth poczuła, że jeśli mu się nie wygada, będzie nosić w sobie te wszystkie problemy, będzie jej ciężej. Ale gdy mu opowie o wszystkim, ulży jej, poczuje się lepiej. Tak więc blondynka usiadła w fotelu na przeciwko niego i wyjawiła mu wszystkie swoje problemy, smutki i żale, opowiedziała mu nawet o sprawie z Erickiem. Harry słuchał jej uważnie, co jakiś czas kiwając głową. Gdy Ann skończyła, odezwał się:
- Annabeth, ja rozumiem, że ci ciężko.. że to wszystko cię przygniata.. ale nie możesz tego robić. To ci wcale nie pomaga..
- Będę robiła, co będę chciała. I nic ci do tego! - powiedziała zła i sięgnęła po żyletkę. Ponownie podwinęła rękaw lewej ręki i przyłożyła ostrze do skóry.
- Nie możesz mi niczego zabronić! Tak samo, jak nie możesz oddać mi rodziców, normalnego dzieciństwa, znajomych... - mówiła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ann, proszę.. nie rób tego. To wcale nie pomaga! To uzależnia. to cię okalecza, to cię niszczy...
- Gówno wiesz!
- Wiem więcej, niż Ci się wydaje.. - mówiąc to, zdjął bluzę, odsłaniając swoje przedramiona, również pokryte cienkimi bliznami.
- Widzisz? To nie wygląda pięknie. I wcale nie pomogło. To nie zlikwidowało problemów, a jedynie sprawiło, że o nich zapomniałem. Z początku myślałem, że to dobre, ale potem zrozumiałem, że to jednak było złe... Nie chcę, byś powtarzała ten sam błąd co ja.. chciałbym cię przed tym uchronić...
- Dlaczego nie pozwalasz mi robić tego, co mi pomaga? - zapytała przez łzy.
- Nie jest miło patrzeć, jak ktoś, kogo lubisz, się okalecza.. Proszę, odłóż żyletkę i obiecaj mi, że więcej nie będziesz się ciąć.
- Harry.. ale.. ale to trudne... - Annabeth płacząc, rzuciła żyletkę na ławę. - O-obiecuję... - wykrztusiła.
- Wiem, że to trudne, ale wybór należy do ciebie. Chcesz, to proszę bardzo. Nie zamierzam się już mieszać w twoje życie. Zrób to. No dalej. - powiedział brunet, by sprawdzić, czy Ann ulegnie pokusie, czy może postara się z tym walczyć. Podczas gdy on wypowiadał te słowa, wpatrując się intensywnie w Annabeth swoimi zielonymi tęczówkami, ona płakała, rozdarta między tym, czego potrzebowała i chciała, a tym, co powinna.
- Nie kuś, Harry.. nie kuś... Zabierz to. Proszę... - do Ann dotarło, że źle robiła, dotarły do niej słowa bruneta: "To uzależnia.. to cię okalecza.. to cię niszczy". Gdy przypominała sobie te słowa, on wziął do ręki żyletkę i obejrzał ją dokładnie.
- Nie? Już nie chcesz się ciąć? A może jednak? - spytał, patrząc na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Annabeth jedynie pokręciła głową i z przerażeniem ujrzała, jak zielonooki wykonuje jeden szybki, płynny ruch ręką i na jego przedramieniu pojawia się cienka ranka, która zaczęła krwawić. Ann sięgnęła po różdżkę i machnęła nią, powodując, że żyletka wyleciała z dłoni bruneta i wylądowała w kącie salonu.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała z płaczem.
- Miło? Miło popatrzeć, jak przyjaciel się krzywdzi? - zapytał Harry, patrząc na krew płynącą po jego ręce i skapującą na ciemny dywan. Ann zacisnęła dłonie w pięści, zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Gdy po kilku chwilach uspokoiła się z lekka, zapytała:
- Dlaczego zacząłeś to robić?
Harry opowiedział jej wtedy o swoim dzieciństwie, i mieszkaniu u wujostwa, o gnębieniu przez Dudley'a...
- Tak mi przykro... - powiedziała Annabeth, gdy Harry skończył swoją opowieść.
- A co się stało, że skończyłeś z tym?
- Moi przyjaciele przemówili mi do rozumu. A teraz pozwól, że pójdę się wykąpać. Potrzebuję odrobiny relaksu.
- Dobrze. Ale nie siedź długo, bo też chcę się wykąpać. - rzekła Ann, a Harry pokiwał głową na znak zrozumienia. Gdy wyszedł, blondynka ułożyła się wygodnie na kanapie i pogrążyła się w jakiejś lekturze. Po kilkunastu minutach usłyszała wołanie Harry'ego:
- Ann?! Annabeth, chodź na chwilę!
Dziewczyna podniosła się z kanapy i poszła na górę. Stanęła przed drzwiami łazienki.
- Tak, Harry?
- Czy mogłabyś wyciągnąć z kieszeni mojej bluzy jakieś ubrania dla mnie? Zapomniałem ich sobie wziąć, a bluza została w salonie...
- Eeee.. no dobra.. Mam ci grzebać w bluzie? - Ann nie za bardzo spodobał się ten pomysł. Nie chciała grzebać w czyichś rzeczach.
- Oj tam od razu grzebać. Po prostu wyciągnij mi jakieś ciuchy i je przynieś.
- A może przyniosę ci po prostu tą bluzę?
- Tak też może być.
- Okej.. to ja idę..
Annabeth wróciła do salonu i wzięła bluzę Harry'ego leżącą na kanapie, po czym z powrotem stanęła przed drzwiami łazienki.
- To ja ci ją tu zostawię.. - powiedziała i już się schyliła, by położyć ją przy drzwiach, gdy usłyszała głos Harry'ego:
- Nie! Będę po nią wychodzić? Spokojnie, możesz ją tu wnieść.
- Yyy... Okej... to.. nie wiem.. zakryj się pianą czy coś... - wyjąkała i otworzyła drzwi. Weszła do łazienki i starając się nie patrzeć w kierunku Harry'ego, położyła bluzę na szafce obok wanny.
- Dziękuję. - powiedział brunet, uśmiechając się lekko, widząc skrępowanie Annabeth.
- Nie ma za co... - odpowiedziała mu blondynka, stojąc tyłem do wanny. Harry roześmiał się.
- No co?
- Nic takiego.. - zaśmiał się - Naprawdę.
- Dobra.. to.. ja idę.. - rzuciła Ann i wyszła, lecz po drodze, nie mogąc się powstrzymać, rzuciła Harry'emu ukradkowe spojrzenie. Poczuła, jak się czerwieni, gdy napotkała jego wzrok. Szybko zamknęła drzwi łazienki i zeszła na dół. Wróciła do czytania książki, a po kilku minutach do salonu wszedł Harry.
- Łazienka jest już wolna.. - powiedział, wycierając włosy ręcznikiem.
- A.. tak. Już idę. - Ann wstała z kanapy i poszła do łazienki. Nalała wody do wanny i zanurzyła się w niej po samą szyję. Leżała tak dość długo, nie myśląc o niczym konkretnym. Gdy już woda zrobiła się zimna, wyszła z wanny i wytarła się. Dotarło do niej, że i ona nie wzięła ubrań. Walnęła się ręką w czoło, mrucząc pod nosem:
- Ale ze mnie dekiel...
Owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. Weszła do swojego pokoju i skierowała się do szafy, gdy zobaczyła stojącego przy półce z książkami Harry'ego.
- Harry?
- Annabeth?
Blondynka stała zdezorientowana na środku pokoju, z bosymi stopami, owinięta tylko białym ręcznikiem i z mokrymi włosami okalającymi jej twarz. Harry wpatrywał się w nią, wodząc wzrokiem po jej ciele, po długich i zgrabnych nogach, po ramionach, na których widoczne były kropelki wody. Zapragnął jej dotknąć, przejechać dłonią po jej odkrytych ramionach, zanurzyć palce w jej mokrych włosach...
- Ja.. ja tylko chciałem jakąś książkę...
- N-nie ma sprawy.. ja tylko po ciuchy... - Ann otworzyła szafę i zaczęła szukać jakichś ubrań. Cały czas czuła na sobie wzrok Harry'ego. Gdy sięgała po koszulę, poczuła, jak ręcznik zsuwa się, odsłaniając więcej pleców niż by sobie życzyła. Poprawiła go w popłochu, po czym łapiąc wybrane już ubrania, wyszła prędko z powrotem do łazienki. Założyła szare rurki i koszulę w biało-fioletową kratkę. Włosy wysuszyła i zostawiła je rozpuszczone, po czym poszła do salonu, gdzie zastała Harry'ego.
- Może ja zrobię coś do jedzenia.. - zaproponowała, kierując się do kuchni, kiedy w salonie rozległo się pukanie w szybę. Harry podbiegł do okna i otworzył je, a do środka wpadła śnieżnobiała sowa. Do nóżki miała przywiązany list.
- Hedwiga! - Harry pogłaskał sowę i pozbawił ją ciężaru listu.
- To z Hogwartu! - zawołał głosem, w którym wyczuć było nutkę radości i rozerwał kopertę.
***************************************
Moi kochani, pewnie myślicie sobie, że o Was zapomniałam, albo zrezygnowałam z pisania... nic bardziej mylnego. Po prostu.. złośliwość rzeczy martwych. Popsuła mi się ładowarka od laptopa i nie mam na czym pisać od jakiegoś miesiąca, a moja sytuacja nie pozwala mi na razie na kupno nowej. :/
To chyba tyle ode mnie. Zapraszam do wyrażania opinii.
Mam nadzieję, że nie straciłam sporo czytelników :) pozdrawiam :*
/Wasza Annabeth
- Ann nie pójdzie do żadnego domu dziecka!
- Przykro mi, chłopcze, ale takie mamy prawo. A ty kim jesteś? - odparła kobieta, spoglądając na niego znad okularów.
- Jestem przyjacielem Ann i nie pozwolę, żeby trafiła do jakiegoś przytułku!
- To nie żaden przytułek, tylko bardzo dobry dom dziecka! - zawołała oburzona kobieta.
- Ta, a ja jestem święty Walenty. - prychnął brunet. Annabeth złapała go za rękę i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Harry... Ja nie chcę do domu dziecka.. nie pozwól im mnie zabrać. - powiedziała rozpaczliwym głosem.
- Nie bój się Ann. Wszystko będzie dobrze.
- Annabeth Magritte. Pakuj się i bez dyskusji idziesz ze mną. - powiedziała kobieta stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu głosem, na co Harry szybko zareagował:
- Nie! - krzyknął i zaklęciem oszołomił przedstawicielkę domu dziecka.
- Harry, co Ty wyprawiasz?! - krzyknęła Annabeth, widząc, jak kobieta upada.
- Nie martw się, nic jej nie będzie. Obliviate! - szepnął, celując różdżką w nieprzytomną kobietę.
- Świetnie. I co dalej? - spytała zirytowana srebrnooka.
- O to się nie martw. - rzekł Harry i zaklęciem uniósł ciało kobiety w powietrze, a następnie nakrył je peleryną-niewidką, którą miał skrytą w kieszeni bluzy, która, zaczarowana, była "bez dna". Lewitujące ciało stało się niewidzialne, po czym Potter wyszedł z domu, zostawiając Ann w osłupieniu.
Dziewczyna poszła do salonu i usiadła na kanapie. Wpatrując się w jeden punkt, rozmyślała nad tym wszystkim. Ktoś nasłał na nią dom dziecka. Sąsiedzi. Mugole. Zaczęli się interesować. Uważali, że szesnastoletnia dziewczyna nie powinna siedzieć sama w domu. Ale nie wiedzieli, że ta dziewczyna jest czarownicą, ma przyjaciela czarodzieja i potrafi poradzić sobie sama, bez babci, która miała ją w dupie już od kilku tygodni. Annabeth była tak zła na nią, taka wkurzona, że na samą myśl o niej dłonie zaciskała w pięści. Jak ona mogła olać swoją jedyną wnuczkę i zostawić ją samą na tak długi okres czasu?! Fakt, zaglądała do niej ciotka i Riley, uczyły się razem, ale to nie zmienia faktu, że najbliższa jej osoba zostawiła ją samą, zdaną praktycznie tylko na siebie. I jeszcze te ataki śmierciożerców. Ciotka uciekła i zabrała ze sobą Riley!
Gdyby nie Harry, byłaby sama! Annabeth nie potrafiła pogodzić się z myślą, że jest taka mało ważna, że wszyscy jej najbliżsi mają ją głęboko w poważaniu, że nikogo nie interesuje... Wstała i skierowała się na górę do łazienki. Sięgnęła swoją kosmetyczkę i wygrzebała z niej żyletkę. Podwinęła rękaw i spojrzała na przedramię pokryte maleńkimi bliznami i ranami, które nie zdążyły się jeszcze zagoić. Doskonale wiedziała, że cienkie ślady sięgają znacznie wyżej, że na rękach, między ramieniem a łokciem jest ich znacznie więcej. To, co widziała teraz na przedramieniu, to zaledwie namiastka tego, co znajdowało się wyżej. Patrzyła obecnie na pięć, góra dziesięć blizn.
Właśnie przyłożyła sobie do skóry lewego przedramienia żyletkę, gdy usłyszała, jak otwierają się drzwi domu, a po chwili na parterze rozległy się kroki. Nasłuchiwała. Usłyszała, jak brunet woła jej imię i kieruje się na górę. W popłochu dopadła drzwi i nie chcąc, by Harry przeszkodził jej w ucieczce od psychicznego bólu, w czymś, co jej pomaga, przekręciła klucz.
- Jestem w łazience! Zaraz przyjdę! - zawołała, mając cichą nadzieję, że Harry sobie pójdzie i da jej chwilę spokoju.
- Dobra! To ja czekam na dole! - odkrzyknął zielonooki i zszedł z powrotem na parter. Blondynka odetchnęła z ulgą i usiadła na brzegu wanny. Zamknęła oczy i zrobiła to, co od jakichś trzech lat pomagało jej zapomnieć o uczuciu samotności i odrzucenia, o braku towarzystwa oraz normalnej rodziny i normalnego życia. Chciałaby mieć rodziców, koleżanki, kolegów, chłopaka, chodzić do szkoły... Ale dla niej to były dotychczas marzenia nie do zrealizowania. Chciała zapomnieć o dyscyplinie, jaka panowała w domu, o presji, jaką wywierała na niej babcia pod względem nauki i posłuszeństwa. Miała dość słów, które słyszała z ust babki i ciotki milion razy więcej, niż słowa "kocham cię": "To dla twojego dobra, Ann.. Kiedyś to zrozumiesz."
Starała się. Starała się być grzeczna, posłuszna, pilnie się uczyć. Starała się ZROZUMIEĆ. Ale tak na prawdę gówno rozumiała. Z rozpaczy i bezsilności sięgnęła po żyletki. Teraz jej lewe przedramię przyozdobiły kolejne trzy małe ranki.
Uniosła rękę nad umywalkę i patrzyła, jak z cięć sączy się krew, spływa po ręku i kapie wielkimi kroplami. To były łzy. Łzy jej duszy. Jej dusza cierpiała i to był sposób, aby choć na chwilę ją od tego cierpienia uwolnić. Czuła, jak razem z czerwoną posoką wypływają z niej wszystkie smutki i żale.
Podczas gdy Ann była w łazience i patrzyła, jak krew leci z jej ran, Harry siedział w salonie i z niecierpliwością czekał na blondynkę. Miała zaraz przyjść, a minęło już prawie dwadzieścia minut. Wstał i poszedł na górę. Stanął przed drzwiami łazienki i zaczął nasłuchiwać. Gdy nic nie usłyszał, krzyknął:
- Ann? Annabeth, jesteś tam?
- Tak, jestem, zaraz wchodzę! - srebrnooka obciągnęła rękaw błękitnej bluzki, nie zwracając uwagi na to, że rany jeszcze nie przestały krwawić.
- Annabeth, wychodź! Co ty tam robisz?
- Zaraz przyjdę!
Harry nacisnął na klamkę, lecz drzwi były zamknięte.
- Otwórz!
- Daj mi spokój! - zawołała Ann, a w jej głosie można było wyczuć złość. To przekonało Harry'ego, że z Annabeth coś się dzieje. Odsunął się trochę od drzwi i wycelował w nie różdżką.
- Alohomora! - drzwi otworzyły się z impetem i brunet wszedł do środka. Annabeth siedziała wówczas skulona na brzegu wanny, w jej oczach widać było lekkie przerażenie, podobne do tego, jakie jest widoczne w oczach uczniów przyłapanych na ściąganiu albo złodziejaszka nakrytego na kradzieży chleba.
- Co tu robisz tak długo? - Harry usiadł obok niej.
- Nie twoja sprawa. Idź sobie. - fuknęła na niego, lecz nie posłuchał.
- Ann, powiedz, proszę, co się dzieje. - poprosił, po czym jego wzrok padł na ręce dziewczyny. Zobaczył plamy krwi na lewym rękawie jej bluzki.
- Co to jest? - zapytał, łapiąc ją za rękę i czując, jak narasta w nim gniew.
- Zostaw mnie! - zawołała Ann i wyrwała rękę. Wstała i ruszyła do drzwi. Harry poderwał się za nią i zatrzymał ją, ponownie łapiąc jej rękę.
- Annabeth!
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.
- Mówiłam. Zostaw. Mnie. W spokoju! - wycedziła każde słowo oddzielnie i ponownie próbowała wyrwać rękę, rękę, lecz Harry nie pozwolił jej na to. Podwinął rękaw i obejrzał przedramię blondynki.
- Czemu to robisz? Czemu?! - w głosie Harry'ego słychać było złość i rozpacz jednocześnie. - Bo mi to pomaga!
- Czym to zrobiłaś?! - brunet rozejrzał się po łazience, w poszukiwaniu rzeczy, której Ann użyła do zadania sobie tych ran. Dziewczyna milczała uparcie, a jego wzrok padł w końcu na żyletkę.
- Zabieram ci to i żebym cię więcej nie widział z żadną żyletką! - wrzasnął i wybiegł z łazienki z powrotem na dół. Ann wzięła kilka uspokajających wdechów i poszła za nim. Harry siedział na kanapie, łokcie miał oparte i kolana, a dłonie splecione razem. Opierał na nich brodę i wpatrywał się w leżącą na ławie żyletkę. Gdy Ann weszła do środka, nawet na nią nie spojrzał. Ciągle patrząc na żyletkę, zapytał już opanowany i względnie spokojny:
- Dlaczego? Proszę, powiedz mi, dlaczego ty to robisz? Dlaczego okaleczasz takie piękne ciało? Ann.. to uzależnia.. Nie możesz zniszczyć sobie życia... - w jego głosie słychać było wyłącznie smutek i rozpacz. Annabeth poczuła, że jeśli mu się nie wygada, będzie nosić w sobie te wszystkie problemy, będzie jej ciężej. Ale gdy mu opowie o wszystkim, ulży jej, poczuje się lepiej. Tak więc blondynka usiadła w fotelu na przeciwko niego i wyjawiła mu wszystkie swoje problemy, smutki i żale, opowiedziała mu nawet o sprawie z Erickiem. Harry słuchał jej uważnie, co jakiś czas kiwając głową. Gdy Ann skończyła, odezwał się:
- Annabeth, ja rozumiem, że ci ciężko.. że to wszystko cię przygniata.. ale nie możesz tego robić. To ci wcale nie pomaga..
- Będę robiła, co będę chciała. I nic ci do tego! - powiedziała zła i sięgnęła po żyletkę. Ponownie podwinęła rękaw lewej ręki i przyłożyła ostrze do skóry.
- Nie możesz mi niczego zabronić! Tak samo, jak nie możesz oddać mi rodziców, normalnego dzieciństwa, znajomych... - mówiła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ann, proszę.. nie rób tego. To wcale nie pomaga! To uzależnia. to cię okalecza, to cię niszczy...
- Gówno wiesz!
- Wiem więcej, niż Ci się wydaje.. - mówiąc to, zdjął bluzę, odsłaniając swoje przedramiona, również pokryte cienkimi bliznami.
- Widzisz? To nie wygląda pięknie. I wcale nie pomogło. To nie zlikwidowało problemów, a jedynie sprawiło, że o nich zapomniałem. Z początku myślałem, że to dobre, ale potem zrozumiałem, że to jednak było złe... Nie chcę, byś powtarzała ten sam błąd co ja.. chciałbym cię przed tym uchronić...
- Dlaczego nie pozwalasz mi robić tego, co mi pomaga? - zapytała przez łzy.
- Nie jest miło patrzeć, jak ktoś, kogo lubisz, się okalecza.. Proszę, odłóż żyletkę i obiecaj mi, że więcej nie będziesz się ciąć.
- Harry.. ale.. ale to trudne... - Annabeth płacząc, rzuciła żyletkę na ławę. - O-obiecuję... - wykrztusiła.
- Wiem, że to trudne, ale wybór należy do ciebie. Chcesz, to proszę bardzo. Nie zamierzam się już mieszać w twoje życie. Zrób to. No dalej. - powiedział brunet, by sprawdzić, czy Ann ulegnie pokusie, czy może postara się z tym walczyć. Podczas gdy on wypowiadał te słowa, wpatrując się intensywnie w Annabeth swoimi zielonymi tęczówkami, ona płakała, rozdarta między tym, czego potrzebowała i chciała, a tym, co powinna.
- Nie kuś, Harry.. nie kuś... Zabierz to. Proszę... - do Ann dotarło, że źle robiła, dotarły do niej słowa bruneta: "To uzależnia.. to cię okalecza.. to cię niszczy". Gdy przypominała sobie te słowa, on wziął do ręki żyletkę i obejrzał ją dokładnie.
- Nie? Już nie chcesz się ciąć? A może jednak? - spytał, patrząc na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Annabeth jedynie pokręciła głową i z przerażeniem ujrzała, jak zielonooki wykonuje jeden szybki, płynny ruch ręką i na jego przedramieniu pojawia się cienka ranka, która zaczęła krwawić. Ann sięgnęła po różdżkę i machnęła nią, powodując, że żyletka wyleciała z dłoni bruneta i wylądowała w kącie salonu.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała z płaczem.
- Miło? Miło popatrzeć, jak przyjaciel się krzywdzi? - zapytał Harry, patrząc na krew płynącą po jego ręce i skapującą na ciemny dywan. Ann zacisnęła dłonie w pięści, zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Gdy po kilku chwilach uspokoiła się z lekka, zapytała:
- Dlaczego zacząłeś to robić?
Harry opowiedział jej wtedy o swoim dzieciństwie, i mieszkaniu u wujostwa, o gnębieniu przez Dudley'a...
- Tak mi przykro... - powiedziała Annabeth, gdy Harry skończył swoją opowieść.
- A co się stało, że skończyłeś z tym?
- Moi przyjaciele przemówili mi do rozumu. A teraz pozwól, że pójdę się wykąpać. Potrzebuję odrobiny relaksu.
- Dobrze. Ale nie siedź długo, bo też chcę się wykąpać. - rzekła Ann, a Harry pokiwał głową na znak zrozumienia. Gdy wyszedł, blondynka ułożyła się wygodnie na kanapie i pogrążyła się w jakiejś lekturze. Po kilkunastu minutach usłyszała wołanie Harry'ego:
- Ann?! Annabeth, chodź na chwilę!
Dziewczyna podniosła się z kanapy i poszła na górę. Stanęła przed drzwiami łazienki.
- Tak, Harry?
- Czy mogłabyś wyciągnąć z kieszeni mojej bluzy jakieś ubrania dla mnie? Zapomniałem ich sobie wziąć, a bluza została w salonie...
- Eeee.. no dobra.. Mam ci grzebać w bluzie? - Ann nie za bardzo spodobał się ten pomysł. Nie chciała grzebać w czyichś rzeczach.
- Oj tam od razu grzebać. Po prostu wyciągnij mi jakieś ciuchy i je przynieś.
- A może przyniosę ci po prostu tą bluzę?
- Tak też może być.
- Okej.. to ja idę..
Annabeth wróciła do salonu i wzięła bluzę Harry'ego leżącą na kanapie, po czym z powrotem stanęła przed drzwiami łazienki.
- To ja ci ją tu zostawię.. - powiedziała i już się schyliła, by położyć ją przy drzwiach, gdy usłyszała głos Harry'ego:
- Nie! Będę po nią wychodzić? Spokojnie, możesz ją tu wnieść.
- Yyy... Okej... to.. nie wiem.. zakryj się pianą czy coś... - wyjąkała i otworzyła drzwi. Weszła do łazienki i starając się nie patrzeć w kierunku Harry'ego, położyła bluzę na szafce obok wanny.
- Dziękuję. - powiedział brunet, uśmiechając się lekko, widząc skrępowanie Annabeth.
- Nie ma za co... - odpowiedziała mu blondynka, stojąc tyłem do wanny. Harry roześmiał się.
- No co?
- Nic takiego.. - zaśmiał się - Naprawdę.
- Dobra.. to.. ja idę.. - rzuciła Ann i wyszła, lecz po drodze, nie mogąc się powstrzymać, rzuciła Harry'emu ukradkowe spojrzenie. Poczuła, jak się czerwieni, gdy napotkała jego wzrok. Szybko zamknęła drzwi łazienki i zeszła na dół. Wróciła do czytania książki, a po kilku minutach do salonu wszedł Harry.
- Łazienka jest już wolna.. - powiedział, wycierając włosy ręcznikiem.
- A.. tak. Już idę. - Ann wstała z kanapy i poszła do łazienki. Nalała wody do wanny i zanurzyła się w niej po samą szyję. Leżała tak dość długo, nie myśląc o niczym konkretnym. Gdy już woda zrobiła się zimna, wyszła z wanny i wytarła się. Dotarło do niej, że i ona nie wzięła ubrań. Walnęła się ręką w czoło, mrucząc pod nosem:
- Ale ze mnie dekiel...
Owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. Weszła do swojego pokoju i skierowała się do szafy, gdy zobaczyła stojącego przy półce z książkami Harry'ego.
- Harry?
- Annabeth?
Blondynka stała zdezorientowana na środku pokoju, z bosymi stopami, owinięta tylko białym ręcznikiem i z mokrymi włosami okalającymi jej twarz. Harry wpatrywał się w nią, wodząc wzrokiem po jej ciele, po długich i zgrabnych nogach, po ramionach, na których widoczne były kropelki wody. Zapragnął jej dotknąć, przejechać dłonią po jej odkrytych ramionach, zanurzyć palce w jej mokrych włosach...
- Ja.. ja tylko chciałem jakąś książkę...
- N-nie ma sprawy.. ja tylko po ciuchy... - Ann otworzyła szafę i zaczęła szukać jakichś ubrań. Cały czas czuła na sobie wzrok Harry'ego. Gdy sięgała po koszulę, poczuła, jak ręcznik zsuwa się, odsłaniając więcej pleców niż by sobie życzyła. Poprawiła go w popłochu, po czym łapiąc wybrane już ubrania, wyszła prędko z powrotem do łazienki. Założyła szare rurki i koszulę w biało-fioletową kratkę. Włosy wysuszyła i zostawiła je rozpuszczone, po czym poszła do salonu, gdzie zastała Harry'ego.
- Może ja zrobię coś do jedzenia.. - zaproponowała, kierując się do kuchni, kiedy w salonie rozległo się pukanie w szybę. Harry podbiegł do okna i otworzył je, a do środka wpadła śnieżnobiała sowa. Do nóżki miała przywiązany list.
- Hedwiga! - Harry pogłaskał sowę i pozbawił ją ciężaru listu.
- To z Hogwartu! - zawołał głosem, w którym wyczuć było nutkę radości i rozerwał kopertę.
***************************************
Moi kochani, pewnie myślicie sobie, że o Was zapomniałam, albo zrezygnowałam z pisania... nic bardziej mylnego. Po prostu.. złośliwość rzeczy martwych. Popsuła mi się ładowarka od laptopa i nie mam na czym pisać od jakiegoś miesiąca, a moja sytuacja nie pozwala mi na razie na kupno nowej. :/
To chyba tyle ode mnie. Zapraszam do wyrażania opinii.
Mam nadzieję, że nie straciłam sporo czytelników :) pozdrawiam :*
/Wasza Annabeth
niedziela, 1 marca 2015
Rozdział 9.
Nie wiedziała, czy siedziała tak i płakała kilka minut, godzinę czy dwie... Wiedziała tylko, że czuła się okropnie. Nie mogła sobie darować, że tak bardzo się pospieszyła. Ale, do cholery, on też mógł coś powiedzieć, zaprotestować. Ale nie, bo po co. Lepiej najpierw ją pocałować, później się nie opierać i w końcu zostawić, ulotnić się bez słowa i zrobić z niej idiotkę. A ona przez niego płakała...
Myślała, jakie życie jest podłe. Już raz przeżyła zawód miłosny. Dokładnie rok temu, w wakacje. Zakochała się i to z wzajemnością. Ale zawsze coś lub ktoś musi zniszczyć jej szczęście i sprawić, by poczuła się jak niepotrzebna, przez nikogo nie kochana osoba. Pamięta, że wtedy załamała się. Prawie popadła w depresję. Depresja w tak młodym wieku - niemożliwe? Na jej przykładzie można było przekonać się, że jednak możliwe. Nie dość, że ciągle była kontrolowana przez babcię, nie miała rodziców, znajomych w swoim wieku, nigdzie nie mogła wyjść, to ciągle tylko musiała siedzieć w domu i się uczyć. Rówieśników, których spotkała w całym swoim życiu mogła policzyć na palcach jednej ręki. Szkoliła się w domu, nigdzie nie wychodziła, babcia twierdziła, że to dla dobra Ann. Mówiła wnuczce, że na świecie jest wiele złych ludzi, którzy gdy dowiedzą się o jej mocy, będą chcieli ją porwać. A zwłaszcza bardzo zły Czarodziej-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać.
A kiedy się zakochała i jedna z jej najbliższych osób zniszczyła jej szczęście... nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
***WSPOMNIENIE***
Na początku wakacji, do domu obok Magritte'ów wprowadziło się małżeństwo z synem. Chłopak był rok starszy od Annabeth i miał na imię Erick. Babcia dziewczyny uznała, że wypadałoby zapoznać się z nowymi sąsiadami i pewnego dnia zaprosiła ich na obiad. Wszyscy ogólnie bardzo się polubili, a znajomość Ericka i Ann szybko przerodziła się w coś większego. Zakochali się w sobie. Annabeth pierwszy raz w życiu poczuła się szczęśliwa. Babcia blondynki z początku uważała to za zwykłe zauroczenie, które szybko minie, ale z czasem zaczęła się tego obawiać. Ann coraz więcej czasu poświęcała chłopakowi, który był mugolem. Pani Magritte bała się, że młody sąsiad dowie się o ich tajemnicy, że są czarownicami. Wówczas zabroniła się im spotykać. Annabeth zrobiła wtedy coś, czego nigdy wcześniej nie chciała, a do czego tak często namawiała ją Riley. Wymknęła się z domu. Raz, drugi, trzeci... Kilkakrotnie łamała zakaz babci. I za każdym razem była karana w różnoraki sposób. Raz nawet, gdy nadzwyczaj chamsko pyskowała po powrocie ze schadzki, wyprowadziła z równowagi swą opiekunkę do tego stopnia, że ta rzuciła na nią Cruciatusa. Ale to nie podziałało. Ann nadal spotykała się z chłopakiem, więc jej babcia posunęła się do bardziej radykalnego środka. Zmodyfikowała mugolom pamięć, sprawiając, że przeprowadzili się, nikt prócz pani Magritte nie wiedział gdzie. Wnuczka prosiła ją o wyjawienie tej informacji, płakała, błagała, lecz poskutkowało to tylko kolejnym Cruciatusem i tym,że dziewczyna musiała wysprzątać cały dom ręcznie, bez użycia magii.
***KONIEC WSPOMNIENIA***
Od czasu, kiedy babcia drugi raz w życiu rzuciła na nią Cruciatusa, nigdy więcej nie pytała nikogo o Ericka, nie mówiła o nim, nie wymawiała jego imienia. Ale w głębi duszy tęskniła za nim trochę, modliła się, żeby jeszcze kiedyś go spotkać. A teraz w jej życiu pojawił się Harry. Nawet jej trochę przypominał Ericka. Szczupły brunet z dobrym sercem, troskliwy i kochany. Ale teraz nie miała przy sobie żadnego z nich. Ponownie przeżywała to, co wówczas, gdy Erick się przeprowadził. Była słaba psychicznie i to miało swoje skutki. Już miała się podnieść i iść do łazienki, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi frontowych, a zaraz potem w domu rozległy się czyjeś kroki. Jej serce zabiło mocniej z nadzieją, że to Harry postanowił wrócić. Wstała i szybkim krokiem ruszyła korytarzem, zmierzając do salonu, gdy nagle uderzyła w coś czołem. Gwałtownie cofnęła się w tył i masując obolałe miejsce, rozejrzała się zdezorientowana. Ujrzała przed sobą zielonookiego bruneta, za którym tak przed chwilą płakała, a którego miała ochotę teraz spoliczkować. Nie zrobiła tego jednak, tylko wpatrywała się w niego szklanymi oczami.
- Wróciłeś... - wychrypiała. Harry przeczesał ręką włosy.
- T-tak.. Przepraszam, musiałem chwilę odetchnąć. Przemyśleć wszystko.
Annabeth pokiwała głową, jakby wszystko rozumiejąc i godząc się z tym. W rzeczywistości jednak miała mu za złe, że ją zostawił.
- Chodź, nie płacz już. - chłopak objął ją ramieniem, Ann jednak się odsunęła. Usłyszała, jak Harry westchnął cicho. Weszła do salonu i usiadła na fotelu, podkulając nogi i oplatając je rękoma. Harry wszedł za nią do pomieszczenia i usiadł na kanapie. Zaczął wpatrywać się w Annabeth, która uparcie unikała jego wzroku.
- Dlaczego taka jesteś? - zapytał.
- Jaka? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chcę się pogodzić, a ty się odsuwasz.
- A dziwisz mi się? - fuknęła.
Harry nic nie odpowiedział. Patrzył na rozzłoszczoną dziewczynę, nie wiedząc, jak się zachować.
- Ann... - powiedział po chwili, a blondynka drgnęła, słysząc swoje imię z jego ust.
- Nie gniewaj się na mnie... Proszę.
- Nie gniewaj się? Ty mi każesz się nie gniewać?! - głos Annabeth był pół tonu wyższy niż zazwyczaj.
- Ja tylko Cię proszę, żebyś się na mnie nie gniewała... - odpowiedział Harry skruszony. Obserwował uważnie rozgniewaną blondynkę, która teraz podniosła się z fotela. To on był powodem tego gniewu i doskonale o tym wiedział. Tylko nie miał pojęcia, jak ma teraz z nią postępować, jak się zachować. Jeszcze nie widział Ann w takim stanie. Wydawała się być cicha, spokojna, a teraz zaskoczyła go tym wybuchem. Jej srebrne oczy ciskały pioruny, kiedy rzucała mu wściekłe spojrzenia.
- Po tym, co zrobiłeś, ja mam się nie gniewać?! - tym razem już krzyknęła. Harry'emu też puściły nerwy.
- Annabeth! Co ja ci takiego zrobiłem?! - on również podniósł się z miejsca. Stali teraz na przeciwko siebie, mierząc się nawzajem wzrokiem.
- Po co mi to robisz?!
- Ale co?!
- Po co dajesz mi nadzieje?!
- Jakie znowu nadzieje?! Czy ja powiedziałem, że coś między nami będzie?!
- Nie! Ale po cholerę mnie całowałeś?!
- To ty teraz chciałaś, żebym cię pocałował!
- Ale u mojej ciotki w domu to TY MNIE pocałowałeś! Po cholerę, ja się pytam!
- Bo.. Bo... Bo miałem taką ochotę!
- Tak?! Bawić się mną i moimi uczuciami też masz ochotę?!
- Nie! Ile razy mam cię przepraszać?! Przecież już ci mówiłem, że to się nie powinno zdarzyć!
- Masz rację, w ogóle nie powinnam cię spotkać!
- Nie! Tego nie powiedziałem! Nie powinienem był cię całować! Ale ty tez później nie powinnaś zaczynać!
- Dobrze! Przepraszam! Zadowolony?!
Harry zacisnął zęby, nie chcąc dłużej ciągnąć tej głośnej wymiany zdań. Wziął głęboki wdech, po czym odezwał się już spokojniejszym głosem:
- Ann... proszę, nie kłóćmy się. Oboje doszliśmy do tego samego wniosku. Nie powinien cię wtedy pocałować. Przepraszam. Ty po prostu masz w sobie to coś.. co mnie w tobie pociąga i nie mogłem się wtedy powstrzymać... Ale wierność do dziewczyny jest silniejsza. Przykro mi, ale jestem z Ginny, kocham ją i nie mogę jej z tobą więcej zdradzić. To w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Do Annabeth dotarło, że to, co mówi Harry jest szczerą prawdą. Nie powinno dojść do tego pocałunku wtedy w domu jej ciotki. A ona później nie powinna wymagać czegoś więcej, skoro wiedziała, że ma dziewczynę. Ale postanowiła, że się zemści za to, że ją tak potraktował. I zrobi to. Tylko tym razem, nie będzie działać tak szybko i pochopnie.
- Tak, masz rację... Przepraszam. - powiedziała, unosząc dumnie głowę. Harry uśmiechnął się słabo.
- To co.. przyjaźń?
- Przyjaźń. - kiwnęła głową. Brunet podszedł do niej i przytulił ją. Stali tak trochę, oddychając głęboko i uspokajając targające nimi jeszcze przed chwilą emocje. Ann pierwsza się otrząsnęła i odsunęła od chłopaka.
- Może chcesz cos zjeść? - zapytała, siląc się na spokojny ton.
- Nie, usiądź. Tym razem ja coś zrobię. - powiedział i szybko poszedł do kuchni, nie dając Annabeth nic do powiedzenia. Dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie. Czas, kiedy czekała na Harry'ego umiliła jej książka, którą znalazła na stoliku obok. Po kilkunastu minutach do środka wszedł zielonooki, niosąc ze sobą talerz kanapek i dwa kubki herbaty.
Posiłek zjedli cicho i spokojnie, bez zbędnych kłótni. Kiedy zjedli, Ann posprzątała i wróciła do salonu. Oboje czuli się dziwnie. Świeżo po kłótni, sami w domu, nie wiedząc, co robić i co powiedzieć. Po jakimś czasie odezwała się Ann:
- Chcesz zobaczyć moją pracownię?
- Jaką pracownię? - zapytał, podnosząc wzrok z podłogi, na którą patrzył już jakieś dobre pół godziny.
- Pomieszczenie, w którym babcia uczy mnie wszystkiego. - rzuciła srebrnooka, podnosząc się z miejsca. Harry również wstał, mówiąc z entuzjazmem:
- Jasne, pokaż.
- To chodź. - Annabeth zaprowadziła Harry'ego na górę i stanęła przed dużymi, drewnianymi drzwiami na samym końcu korytarza. Dziewczyna nacisnęła klamkę i oboje weszli do środka. Harry rozejrzał się z zachwytem. Pomieszczenie było dość duże, pod jedną ścianą stał regał z różnymi książkami. Brunet podszedł bliżej i mógł zauważyć, że na ich grzbietach widnieją tytuły podręczników do Hogwartu od pierwszej do siódmej klasy oraz różne inne książki o magii. Wzdłuż równoległej ściany stał taki sam duży regał, gdzie stało dużo fiolek z eliksirami, słoiczków, pudełek i woreczków z różnorodnymi składnikami do ich sporządzania.
- Wooow.... - wymknęło się Gryfonowi, kiedy podszedł do tego mini magazynu.
- Uwielbiam eliksiry. Chyba najlepiej mi wychodzą z tego wszystkiego. - usłyszał obok siebie głos Annabeth.
- Serio? Ja ich nienawidzę. - skrzywił się. - Ale to chyba przez naszego nauczyciela.
- Chodzi ci o profesora Snape'a? - zapytała, a on zerknął na nią.
- Tak, znasz go?
- Przecież ci mówiłam, że co jakiś czas przyjeżdżają do mnie nauczyciele z Hogwartu, żeby sprawdzić, ile się nauczyłam i na jaką ocenę.
- A, tak, przypominam sobie.
- Dlaczego nie lubisz profesora Snape'a?
- Ty się jeszcze pytasz dlaczego? Odkąd jestem w Hogwarcie uprzykrza życie mi i większości moim znajomym. Tylko swój dom, Slytherin, traktuje dobrze. Dla reszty jest wredny.
- Dla mnie jest bardzo miły.
- To my chyba nie rozmawiamy o tym samym Snape'ie.
- Wszystko mi tłumaczy, pomaga.. daje dodatkowe lekcje, bo stwierdził, że widzi we mnie potencjał i być może w przyszłości zastąpię go jako Mistrzyni Eliksirów... - zarumieniła się.
- Serio ci tak powiedział? - Harry wytrzeszczył oczy. To było niepodobne do Snape'a...
- Tak.. - Annabeth spuściła wzrok.
- To musisz być w tym naprawdę dobra. - stwierdził Harry z niedowierzaniem.
Rozejrzał się jeszcze po pracowni. Na przeciwko wejścia, pod oknem z ciemnymi, czerwonymi zasłonami stało duże, czarne, drewniane biurko, a na nim ogrom pergaminów, piór i jakieś księgi. Podobało mu się tutaj.
Nagle oboje usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ann... spodziewasz się kogoś? - Harry zerknął na towarzyszkę.
- Nie.. nie mam pojęcia, kto to może być... - powiedziała cicho i oboje zeszli na dół. Harry pierwszy dopadł drzwi i trzymając różdżkę w pogotowiu, uchylił je trochę. Ujrzał tam kobietę z czarnymi włosami upiętymi w koka, czarnej spódniczce i błękitnej koszuli. Miała ze sobą torebkę, a w ręku trzymała teczkę i jakieś papiery.
- Dzień dobry, czy zastałam Annabeth Magritte?
Srebrnooka, słysząc swoje nazwisko, rozchyliła szerzej drzwi i spojrzała na kobietę.
- Słucham, o co chodzi?
- Jestem przedstawicielką z domu dziecka. Dostaliśmy zgłoszenie, że jesteś niepełnoletnia, a mieszkasz tutaj sama już kilka tygodni, bez żadnej opieki. Musimy to sprawdzić. Jeżeli to prawda, zajmiemy się poszukiwaniem kogoś z twojej rodziny, a ty trafisz na ten czas do domu dziecka.
Myślała, jakie życie jest podłe. Już raz przeżyła zawód miłosny. Dokładnie rok temu, w wakacje. Zakochała się i to z wzajemnością. Ale zawsze coś lub ktoś musi zniszczyć jej szczęście i sprawić, by poczuła się jak niepotrzebna, przez nikogo nie kochana osoba. Pamięta, że wtedy załamała się. Prawie popadła w depresję. Depresja w tak młodym wieku - niemożliwe? Na jej przykładzie można było przekonać się, że jednak możliwe. Nie dość, że ciągle była kontrolowana przez babcię, nie miała rodziców, znajomych w swoim wieku, nigdzie nie mogła wyjść, to ciągle tylko musiała siedzieć w domu i się uczyć. Rówieśników, których spotkała w całym swoim życiu mogła policzyć na palcach jednej ręki. Szkoliła się w domu, nigdzie nie wychodziła, babcia twierdziła, że to dla dobra Ann. Mówiła wnuczce, że na świecie jest wiele złych ludzi, którzy gdy dowiedzą się o jej mocy, będą chcieli ją porwać. A zwłaszcza bardzo zły Czarodziej-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać.
A kiedy się zakochała i jedna z jej najbliższych osób zniszczyła jej szczęście... nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
***WSPOMNIENIE***
Na początku wakacji, do domu obok Magritte'ów wprowadziło się małżeństwo z synem. Chłopak był rok starszy od Annabeth i miał na imię Erick. Babcia dziewczyny uznała, że wypadałoby zapoznać się z nowymi sąsiadami i pewnego dnia zaprosiła ich na obiad. Wszyscy ogólnie bardzo się polubili, a znajomość Ericka i Ann szybko przerodziła się w coś większego. Zakochali się w sobie. Annabeth pierwszy raz w życiu poczuła się szczęśliwa. Babcia blondynki z początku uważała to za zwykłe zauroczenie, które szybko minie, ale z czasem zaczęła się tego obawiać. Ann coraz więcej czasu poświęcała chłopakowi, który był mugolem. Pani Magritte bała się, że młody sąsiad dowie się o ich tajemnicy, że są czarownicami. Wówczas zabroniła się im spotykać. Annabeth zrobiła wtedy coś, czego nigdy wcześniej nie chciała, a do czego tak często namawiała ją Riley. Wymknęła się z domu. Raz, drugi, trzeci... Kilkakrotnie łamała zakaz babci. I za każdym razem była karana w różnoraki sposób. Raz nawet, gdy nadzwyczaj chamsko pyskowała po powrocie ze schadzki, wyprowadziła z równowagi swą opiekunkę do tego stopnia, że ta rzuciła na nią Cruciatusa. Ale to nie podziałało. Ann nadal spotykała się z chłopakiem, więc jej babcia posunęła się do bardziej radykalnego środka. Zmodyfikowała mugolom pamięć, sprawiając, że przeprowadzili się, nikt prócz pani Magritte nie wiedział gdzie. Wnuczka prosiła ją o wyjawienie tej informacji, płakała, błagała, lecz poskutkowało to tylko kolejnym Cruciatusem i tym,że dziewczyna musiała wysprzątać cały dom ręcznie, bez użycia magii.
***KONIEC WSPOMNIENIA***
Od czasu, kiedy babcia drugi raz w życiu rzuciła na nią Cruciatusa, nigdy więcej nie pytała nikogo o Ericka, nie mówiła o nim, nie wymawiała jego imienia. Ale w głębi duszy tęskniła za nim trochę, modliła się, żeby jeszcze kiedyś go spotkać. A teraz w jej życiu pojawił się Harry. Nawet jej trochę przypominał Ericka. Szczupły brunet z dobrym sercem, troskliwy i kochany. Ale teraz nie miała przy sobie żadnego z nich. Ponownie przeżywała to, co wówczas, gdy Erick się przeprowadził. Była słaba psychicznie i to miało swoje skutki. Już miała się podnieść i iść do łazienki, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi frontowych, a zaraz potem w domu rozległy się czyjeś kroki. Jej serce zabiło mocniej z nadzieją, że to Harry postanowił wrócić. Wstała i szybkim krokiem ruszyła korytarzem, zmierzając do salonu, gdy nagle uderzyła w coś czołem. Gwałtownie cofnęła się w tył i masując obolałe miejsce, rozejrzała się zdezorientowana. Ujrzała przed sobą zielonookiego bruneta, za którym tak przed chwilą płakała, a którego miała ochotę teraz spoliczkować. Nie zrobiła tego jednak, tylko wpatrywała się w niego szklanymi oczami.
- Wróciłeś... - wychrypiała. Harry przeczesał ręką włosy.
- T-tak.. Przepraszam, musiałem chwilę odetchnąć. Przemyśleć wszystko.
Annabeth pokiwała głową, jakby wszystko rozumiejąc i godząc się z tym. W rzeczywistości jednak miała mu za złe, że ją zostawił.
- Chodź, nie płacz już. - chłopak objął ją ramieniem, Ann jednak się odsunęła. Usłyszała, jak Harry westchnął cicho. Weszła do salonu i usiadła na fotelu, podkulając nogi i oplatając je rękoma. Harry wszedł za nią do pomieszczenia i usiadł na kanapie. Zaczął wpatrywać się w Annabeth, która uparcie unikała jego wzroku.
- Dlaczego taka jesteś? - zapytał.
- Jaka? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chcę się pogodzić, a ty się odsuwasz.
- A dziwisz mi się? - fuknęła.
Harry nic nie odpowiedział. Patrzył na rozzłoszczoną dziewczynę, nie wiedząc, jak się zachować.
- Ann... - powiedział po chwili, a blondynka drgnęła, słysząc swoje imię z jego ust.
- Nie gniewaj się na mnie... Proszę.
- Nie gniewaj się? Ty mi każesz się nie gniewać?! - głos Annabeth był pół tonu wyższy niż zazwyczaj.
- Ja tylko Cię proszę, żebyś się na mnie nie gniewała... - odpowiedział Harry skruszony. Obserwował uważnie rozgniewaną blondynkę, która teraz podniosła się z fotela. To on był powodem tego gniewu i doskonale o tym wiedział. Tylko nie miał pojęcia, jak ma teraz z nią postępować, jak się zachować. Jeszcze nie widział Ann w takim stanie. Wydawała się być cicha, spokojna, a teraz zaskoczyła go tym wybuchem. Jej srebrne oczy ciskały pioruny, kiedy rzucała mu wściekłe spojrzenia.
- Po tym, co zrobiłeś, ja mam się nie gniewać?! - tym razem już krzyknęła. Harry'emu też puściły nerwy.
- Annabeth! Co ja ci takiego zrobiłem?! - on również podniósł się z miejsca. Stali teraz na przeciwko siebie, mierząc się nawzajem wzrokiem.
- Po co mi to robisz?!
- Ale co?!
- Po co dajesz mi nadzieje?!
- Jakie znowu nadzieje?! Czy ja powiedziałem, że coś między nami będzie?!
- Nie! Ale po cholerę mnie całowałeś?!
- To ty teraz chciałaś, żebym cię pocałował!
- Ale u mojej ciotki w domu to TY MNIE pocałowałeś! Po cholerę, ja się pytam!
- Bo.. Bo... Bo miałem taką ochotę!
- Tak?! Bawić się mną i moimi uczuciami też masz ochotę?!
- Nie! Ile razy mam cię przepraszać?! Przecież już ci mówiłem, że to się nie powinno zdarzyć!
- Masz rację, w ogóle nie powinnam cię spotkać!
- Nie! Tego nie powiedziałem! Nie powinienem był cię całować! Ale ty tez później nie powinnaś zaczynać!
- Dobrze! Przepraszam! Zadowolony?!
Harry zacisnął zęby, nie chcąc dłużej ciągnąć tej głośnej wymiany zdań. Wziął głęboki wdech, po czym odezwał się już spokojniejszym głosem:
- Ann... proszę, nie kłóćmy się. Oboje doszliśmy do tego samego wniosku. Nie powinien cię wtedy pocałować. Przepraszam. Ty po prostu masz w sobie to coś.. co mnie w tobie pociąga i nie mogłem się wtedy powstrzymać... Ale wierność do dziewczyny jest silniejsza. Przykro mi, ale jestem z Ginny, kocham ją i nie mogę jej z tobą więcej zdradzić. To w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Do Annabeth dotarło, że to, co mówi Harry jest szczerą prawdą. Nie powinno dojść do tego pocałunku wtedy w domu jej ciotki. A ona później nie powinna wymagać czegoś więcej, skoro wiedziała, że ma dziewczynę. Ale postanowiła, że się zemści za to, że ją tak potraktował. I zrobi to. Tylko tym razem, nie będzie działać tak szybko i pochopnie.
- Tak, masz rację... Przepraszam. - powiedziała, unosząc dumnie głowę. Harry uśmiechnął się słabo.
- To co.. przyjaźń?
- Przyjaźń. - kiwnęła głową. Brunet podszedł do niej i przytulił ją. Stali tak trochę, oddychając głęboko i uspokajając targające nimi jeszcze przed chwilą emocje. Ann pierwsza się otrząsnęła i odsunęła od chłopaka.
- Może chcesz cos zjeść? - zapytała, siląc się na spokojny ton.
- Nie, usiądź. Tym razem ja coś zrobię. - powiedział i szybko poszedł do kuchni, nie dając Annabeth nic do powiedzenia. Dziewczyna westchnęła i usiadła na kanapie. Czas, kiedy czekała na Harry'ego umiliła jej książka, którą znalazła na stoliku obok. Po kilkunastu minutach do środka wszedł zielonooki, niosąc ze sobą talerz kanapek i dwa kubki herbaty.
Posiłek zjedli cicho i spokojnie, bez zbędnych kłótni. Kiedy zjedli, Ann posprzątała i wróciła do salonu. Oboje czuli się dziwnie. Świeżo po kłótni, sami w domu, nie wiedząc, co robić i co powiedzieć. Po jakimś czasie odezwała się Ann:
- Chcesz zobaczyć moją pracownię?
- Jaką pracownię? - zapytał, podnosząc wzrok z podłogi, na którą patrzył już jakieś dobre pół godziny.
- Pomieszczenie, w którym babcia uczy mnie wszystkiego. - rzuciła srebrnooka, podnosząc się z miejsca. Harry również wstał, mówiąc z entuzjazmem:
- Jasne, pokaż.
- To chodź. - Annabeth zaprowadziła Harry'ego na górę i stanęła przed dużymi, drewnianymi drzwiami na samym końcu korytarza. Dziewczyna nacisnęła klamkę i oboje weszli do środka. Harry rozejrzał się z zachwytem. Pomieszczenie było dość duże, pod jedną ścianą stał regał z różnymi książkami. Brunet podszedł bliżej i mógł zauważyć, że na ich grzbietach widnieją tytuły podręczników do Hogwartu od pierwszej do siódmej klasy oraz różne inne książki o magii. Wzdłuż równoległej ściany stał taki sam duży regał, gdzie stało dużo fiolek z eliksirami, słoiczków, pudełek i woreczków z różnorodnymi składnikami do ich sporządzania.
- Wooow.... - wymknęło się Gryfonowi, kiedy podszedł do tego mini magazynu.
- Uwielbiam eliksiry. Chyba najlepiej mi wychodzą z tego wszystkiego. - usłyszał obok siebie głos Annabeth.
- Serio? Ja ich nienawidzę. - skrzywił się. - Ale to chyba przez naszego nauczyciela.
- Chodzi ci o profesora Snape'a? - zapytała, a on zerknął na nią.
- Tak, znasz go?
- Przecież ci mówiłam, że co jakiś czas przyjeżdżają do mnie nauczyciele z Hogwartu, żeby sprawdzić, ile się nauczyłam i na jaką ocenę.
- A, tak, przypominam sobie.
- Dlaczego nie lubisz profesora Snape'a?
- Ty się jeszcze pytasz dlaczego? Odkąd jestem w Hogwarcie uprzykrza życie mi i większości moim znajomym. Tylko swój dom, Slytherin, traktuje dobrze. Dla reszty jest wredny.
- Dla mnie jest bardzo miły.
- To my chyba nie rozmawiamy o tym samym Snape'ie.
- Wszystko mi tłumaczy, pomaga.. daje dodatkowe lekcje, bo stwierdził, że widzi we mnie potencjał i być może w przyszłości zastąpię go jako Mistrzyni Eliksirów... - zarumieniła się.
- Serio ci tak powiedział? - Harry wytrzeszczył oczy. To było niepodobne do Snape'a...
- Tak.. - Annabeth spuściła wzrok.
- To musisz być w tym naprawdę dobra. - stwierdził Harry z niedowierzaniem.
Rozejrzał się jeszcze po pracowni. Na przeciwko wejścia, pod oknem z ciemnymi, czerwonymi zasłonami stało duże, czarne, drewniane biurko, a na nim ogrom pergaminów, piór i jakieś księgi. Podobało mu się tutaj.
Nagle oboje usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ann... spodziewasz się kogoś? - Harry zerknął na towarzyszkę.
- Nie.. nie mam pojęcia, kto to może być... - powiedziała cicho i oboje zeszli na dół. Harry pierwszy dopadł drzwi i trzymając różdżkę w pogotowiu, uchylił je trochę. Ujrzał tam kobietę z czarnymi włosami upiętymi w koka, czarnej spódniczce i błękitnej koszuli. Miała ze sobą torebkę, a w ręku trzymała teczkę i jakieś papiery.
- Dzień dobry, czy zastałam Annabeth Magritte?
Srebrnooka, słysząc swoje nazwisko, rozchyliła szerzej drzwi i spojrzała na kobietę.
- Słucham, o co chodzi?
- Jestem przedstawicielką z domu dziecka. Dostaliśmy zgłoszenie, że jesteś niepełnoletnia, a mieszkasz tutaj sama już kilka tygodni, bez żadnej opieki. Musimy to sprawdzić. Jeżeli to prawda, zajmiemy się poszukiwaniem kogoś z twojej rodziny, a ty trafisz na ten czas do domu dziecka.
czwartek, 12 lutego 2015
LBA + rozdział 8.
Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez:
* Marinę z bloga http://lastchancestory.blogspot.com/
* Bainel B z bloga http://i-lost-my-life-to-fandoms.blogspot.com/
* Julię Pacak z bloga http://dressa-in-my-heart-forever.blogspot.com/
Bardzo dziękuję ♥
Pytania, które dostałam:
* Marina:
1. Jest taka książka, która spodobała Ci się od pierwszej przeczytanej strony?
Oczywiście Harry Potter <3
2. Jaki jest Twój ulubiony gatunek książek?
Fantasy, przygodowe :)
3. Czy masz swój ulubiony cytat?
Mam ich wiele, niekoniecznie z książek:
"Nigdy nie pozwól, aby ktoś zniszczył Twoje marzenia" ~ Arkadiusz Gołaś [*]
4. Jak spędzasz swój wolny czas?
Na pisaniu, spotkaniach z przyjaciółmi, grze w siatkówkę oraz na czytaniu :)
5. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
Nie mam jednej ;) aczkolwiek preferuję drugie dania :)
6. Zakończenie jakiej książki kompletnie zbiło Cię z nóg?
Hmmm... Zwiadowców, części 2, gdy Will został porwany i Halt nie mógł go uratować :c
7. Masz jakąś ulubioną ekranizację książki?
Harry Potter <3
8. Jakie sny miewasz najczęściej?
Fantastyczne, śmieszne ;)
9. Brzmienie jakiego instrumentu podoba Ci się najbardziej? Dlaczego?
Pianina. Uspokaja i wgl :)
10. Masz takie piosenki, których możesz słuchać w nieskończoność i które nigdy Ci się nie znudzą?
Oczywiście :)
"Ania" - Słoń & Mikser
"1 moment" - Buka feat. K2
11. Co Cię motywuje do pisania?
Komentarze i opinie czytelników, RealPlay pisane z Niuńkiem i kilkoma innymi osobami ;)
* Bainel B
Blogi, które ja nominuję:
http://profesor-i-huncwot.blogspot.com/
http://veliminia15.blogspot.com/
http://www.live-in-magical-madness.blogspot.com/
http://skryte-dramione.blogspot.com/
http://zawszetydrarry.blogspot.com/
http://malecmagnusalec.blogspot.com/
http://hogwart-nowa-historia.blogspot.com/
http://hogwart-zmienicprzyszlosc.blogspot.com/
http://nietypowa-historia-lily-evans.blogspot.com/
http://dramione-krok-po-kroku.blogspot.com
Pytania ode mnie:
1. Ulubiony rodzaj książek?
2. Ulubiony bohater? Dlaczego akurat on?
3. Ekranizacja której ksiażki sprostała Twoim wymaganiom?
4. Czy jest taki rodzaj książek, którego w życiu byś nie przeczytał?
5. Czytasz obecnie jakąś książkę? Jaki ma ona tytuł?
6. Co sądzisz o e-bookach?
7. Najdłuższa książka, jaką czytałeś/aś?
8. Czy żałujesz jakiejś przeczytanej książki? Jaki ma ona tytuł?
9. Masz ulubiony cytat? Mógłbyś/mogłabyś się nim ze mną podzielić?
10. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
11. Zakończenie jakiej książki najbardziej zbiło Cię z nóg?
********************************
ROZDZIAŁ 8:
***Patronus***
"Annabeth, razem z Riley uciekłam, by schować się przed śmierciożercami. Riley powiedziała, że jesteś w dobrych rękaw, więc bez obaw zostawiam cię razem z tym młodzieńcem. Wróć do domu i bądź grzeczna, twoja babcia na pewno niedługo wróci. Całuję, ciocia."
Oboje nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Jak to? Ciotka Annabeth zostawiła ją samą?? Bez opieki??
- C-co..? - zdołała tylko wykrztusić, wpatrując się tępo w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był patronus ciotki.
- Czy ta kobieta jest niepoważna? - Harry zdenerwował się, słysząc wiadomość.
- Harry... chodźmy stąd. Nie chcę tu być. - Ann wstała z kanapy i stanęła obok niego. Nie mógł się powstrzymać, aby nie przebiec wzrokiem po jej małym, drobnym ciele. Była niska, miała może z jakieś metr sześćdziesiąt. W odpowiednich miejscach jej ciało było przyjemnie zaokrąglone. Piersi były małe, ale na jej drobnym ciele prezentowały się imponująco, w dodatku, kiedy blondynka miała na sobie bluzkę z dekoltem w łódkę, taką jak dziś. Twarz... Twarz miała piękną, tego nie da się ukryć. Szare, praktycznie srebrne, niespotykane oczy i blond włosy, falowane, sięgające połowy pleców. Była zupełnym przeciwieństwem jego dziewczyny, Ginny, nie tylko pod względem wyglądu, ale i charakteru, ale bardzo go pociągała. Tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać i dopuścił do tego, co między nimi zaszło jakieś dwie minuty temu. Annabeth miała nadal rumieniec na twarzy, a wzrok spuszczony i wbity w podłogę. Zacisnął pięści. Jak on mógł? Dlaczego nie trzymał się od niej z daleka już od samego początku, skoro wiedział, jak ona go pociąga? Dlaczego w tej jednej chwili zapomniał o swojej dziewczynie i dał się ponieść emocjom tutaj, z Annabeth? Ona taka nieśmiała, skryta, delikatna i tajemnicza miała w sobie to coś, co sprawiło, że zapomniał o temperamentnej, pewnej siebie i porywczej Ginny.
- Tak.. chodźmy stąd. To do ciebie? - zapytał, łapiąc jej dłoń. Oboje czuli się dziwnie, po tym co zaszło, a teraz jeszcze musieli trzymać się za ręce. Ann kiwnęła głową, modląc się w duchu, aby jak najszybciej znalazła się w domu, zakopała się pod kołdrą i miała na to wszystko choć przez chwilę wy*ebane.
Harry przeteleportował ich do domu Ann. Znaleźli się w salonie. Annabeth opadła na kanapę i schowała twarz w dłoniach.
- Ona.. Ona mnie zostawiła... - dziewczyna nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. - Teraz już kompletnie jestem sama...
- Ann.. nie jesteś sama... Masz jeszcze mnie. - Harry usiadł obok blondynki i objął ją ramieniem. Nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego tymi swoimi pięknymi, srebrnymi oczami. Jej wzrok padł na jego usta. Zagryzła wargę. Ich twarze nagle znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Harry ponownie miał ochotę ją pocałować, lecz tym razem opamiętał się. Odsunął się od niej, po czym napotkał jej zawiedziony, smutny wzrok.
- Ann.. przepraszam. My... nie powinniśmy. Ja mam dziewczynę. I to w domu twojej ciotki również nie powinno mieć miejsca... Przepraszam.
Annabeth odwróciła głowę, by nie widział, jak do jej oczu napływają łzy. Ona głupia się łudziła się, że w końcu będzie miała kogoś bliskiego, że skończy jej się samotność w tym wielkim świecie, ale nie. Chłopak, który okazał jej jakiekolwiek uczucia, nawet jeśli były one impulsywne, pod wpływem chwili, musiał być zajęty. Po co w ogóle okazywał jej bliskość? Żeby było jej przykro? Żeby potem miała wyrzuty sumienia? O nie. Co to to nie. Tak się z nią nie postępuje.
- Annabeth..? W porządku? - usłyszała głos Harry'ego. Zamrugała kilka razy, by odgonić od siebie nieproszone łzy. "W porządku? Ty się pytasz, czy w porządku? Najpierw dajesz mi nadzieje, całujesz, potem mówisz, że to nie powinno się zdarzyć, bo masz dziewczynę i pytasz się czy w porządku? Po co w ogóle mnie całowałeś, skoro masz dziewczynę?" - chciała powiedzieć, lecz tylko pokiwała głową. Nie będzie mu robić awantur. Da mu po prostu odczuć, jak to jest, kiedy ktoś kogoś po prostu odrzuci. Jeszcze da mu okazję, żeby się tak poczuł. Tak. Od dziś jej celem stało się rozkochanie w sobie Harry'ego. A kiedy jej się to uda, po prostu go spławi. Da mu kosza. Potraktuje go tak, jak on ją. Zemści się.
- Głodna jestem. Idę zrobić kolację. - Annabeth opuściła salon, zostawiając Harry'ego w salonie, sam na sam ze swoimi przemyśleniami. Było mu głupio, że tak potraktował Ann. W sumie znał ją krótko, ale w pewnym stopniu zależało mu na niej. Oczywiście, nie chciał zdradzać Ginny. Chciał, aby Annabeth była jego przyjaciółką, by była zawsze blisko niego, by nie działa jej się krzywda, ale... Nie mógł zostawić Ginny. Kochał ją, a to, co czuł do Ann było dość dziwne i trudne do nazwania. Sam nie wiedział, czy to miłość. Tłumaczył sobie, że to raczej chwilowa fascynacja, zauroczenie, które szybko minie.
Jego rozmyślania przerwała Annabeth, która przyniosła do salonu talerz pełen kanapek oraz dwa kubki herbaty. Postawiła wszystko na ławie, a sama usiadła na fotelu.
- Smacznego. - powiedziała cicho i wzięła do reki kanapkę. Harry podziękował i również zaczął jeść. Cała kolacja minęła im w ciszy. Po skończonym posiłku Annabeth sprzątnęła i wróciła do salonu. Zerknęła na zegarek.
- Późno już.. Idę spać. Ty też się połóż.
- Nie jestem śpiący. - odpowiedział Harry, patrząc pustym wzrokiem gdzieś przed siebie.
- Jak chcesz.. - wzruszyła ramionami i poszła na górę. Weszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Rozejrzała się bezradnie. Tak na prawdę, to nie chciało jej się spać. Ale wolała iśś i spróbować zasnąć niż tak siedzieć i milczeć. Nagle przyszło jej coś do głowy. Poszła do sypialni swojej babci i otworzyła jej bogato wyposażony barek. Wzięła butelkę wina, kieliszek i wróciła do swego pokoju. Usiadła na parapecie i patrząc gdzie w dal powoli opróżniała butelkę. Przypominała sobie stare, dobre czasy, kiedy nikt nie ścigał jej ani jej bliskich, kiedy nie miała żadnych problemów, tylko żyła beztrosko, przyjaźniąc się z Riley. Miała dziwne przeczucie, że te czasy już nie wrócą.
Po jakiś dwóch godzinach takiego siedzenia i rozmyślania przypomniało jej się, że na dole, w salonie, jest Harry. Zeskoczyła z parapetu, o mało co nie tracąc równowagi przez wypity alkohol. Zeszła na dół i zastała Harry'ego, śpiącego na siedząco na kanapie, z otwartą jakąś książką, którą wziął ze stolika stojącego niedaleko. Ann zawsze zostawiała tam książki, które zamierzała przeczytać.
Podeszła do niego i delikatnie potrząsnęła go za ramię.
- Harry.. Harry, obudź się...
Po chwili chłopak otworzył oczy i rozejrzał się wpółprzytomnie.
- C-co..? O co chodzi..? - spytał, poprawiając sobie okulary.
- Chodź, położysz się na łóżku. - pociągnęła go za rękę.
- Nie trzeba, prześpię się na kanapie. - zaprotestował.
- Nawet nie ma mowy. - syknęła. - Wstawaj!
- Dobrze, już dobrze... - wyrwany ze snu Harry był w stanie zgodzić się niemal na wszystko, byleby tylko mieć spokój i się przespać w spokoju. Dał się zaprowadzić Annabeth do jej pokoju i położyć na łóżku. Już ledwo kontaktował, był prawie w krainie Morfeusza, jak zauważył, że blondynka opuszcza pokój. Zwrócił uwagę na jej lekko chwiejny krok.
- Ann..?
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Była lekko roztrzepana, oczy jej błyszczały. "Ona jest pijana" - pomyślał brunet, patrząc na nią uważnie. Mimo ogarniających senności uniósł się na łokciu i zapytał:
- Gdzie idziesz?
- Do salonu.
- Po co?
- Spać. - odpowiedziała krótko i odwróciła się, chwytając za klamkę.
- Czekaj.. Połóż się tutaj, ja prześpię się na kanapie. - Harry podniósł się z łóżka.
- Nie, Harry, kurde, gdybym chciała spać tutaj, a ty na kanapie, to wcale bym cię nie budziła i nie ciągnęła tutaj.
- No fakt... - podrapał się po głowie. - To połóż się ze mną. Raczej się zmieścimy. Raz już tutaj spaliśmy.
Annabeth wywróciła oczami.
- Nie będę z tobą spać.
- A to niby czemu? - zapytał zdziwiony.
- Bo... - zaczęła, ale urwała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. - No dobra. - westchnęła, przemyślając sprawę. Tutaj chyba będzie jej wygodniej niż na kanapie.
Podeszła do łóżka i położyła się obok Harry'ego, zajmując miejsce z brzega. Leżała jakiś czas na plecach, czując, jak alkohol w jej krwi powoli działa. Kręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy, próbując usnąć. Ale nie mogła. Dotknęła dłońmi policzków. Były gorące. To na pewno przez to wino. Albo przez bliskość Harry'ego... Nie wiedziała, ale jednego była pewna: teraz na bank nie uśnie.
- Harry... śpisz? - spytała, odwracając głowę w jego stronę. Leżał odwrócony do niej plecami, przodem do ściany. Gdy się odezwała, spojrzał na nią przez ramię.
- Nie..
- Nie mogę spać.. - zamarudziła. Harry odkręcił się w jej stronę.
- Poróbmy coś... - spojrzała na niego błagalnie.
- A co chcesz porobić?
- No nie wiem... Pograjmy w coś, pogadajmy, zajmijmy się czymś. Nie wiem. Wymyśl coś.
- Ja mam coś wymyślić? To ty nie możesz spać, więc ty coś wymyśl.
- Ale ja nie wiem co ty byś chciał.. co lubisz robić?
- Nieważne. Poróbmy coś, co ty chcesz robić. - powiedział Harry ugodowo, a oczy Ann zabłysły. Nie wiedział, na co się godzi.
- Jesteś pewien, że chcesz robić to, co ja chcę? - spytała, przygryzając wargę. Brunet przypatrzył się jej uważnie. Gdy zobaczył jej delikatny, figlarny uśmiech oraz iskierki w oczach, domyślił się, o co prawdopodobnie jej chodzi, lecz nie zaprotestował. Był ciekaw, jak ona to sobie obmyśliła. Poza tym, czuł dziwne podniecenie, kiedy myślał, że mógłby ją znowu pocałować.
Blondynka złapała rękę bruneta i przerzuciła ją sobie przez talię. Swoją dłoń położyła na jego ramieniu i powoli zjeżdżała na plecy, wodząc delikatnie palcami po jego ciele. Przysunęła się do niego i wtuliła twarz w zagłębienie na jego szyi. Harry odetchnął w duchu, myśląc, że dziewczyna dała sobie spokój i do niczego więcej się nie posunie. Schował twarz w jej włosach i wypuścił powietrze, nie zdając sobie wcześniej nawet sprawy, że wstrzymuje oddech. Blondynka jednak nie postanowiła na tym zaprzestać. Uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Wychyliła się, by dosięgnąć swoimi ustami jego ust i złączyć je w pocałunku, lecz zielonooki odsunął się. Annabeth spojrzała na niego pytająco. Harry zdjął z siebie jej dłoń i wstał z łóżka. Wyszedł bez słowa z pokoju, zostawiając Ann samą, zdezorientowaną i pod lekkim wpływem alkoholu.
Blondynka wpatrywała się w drzwi pustym wzrokiem. Nie bardzo do niej docierało, co zrobiła. Po chwili otrząsnęła się.
- Harry... - jęknęła i wstała z łóżka. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami miała białe plamy. Chwyciła się poręczy, by się nie przewrócić i przeczekać chwilowy zawrot głowy. Gdy mogła już normalnie stanąć i się nie przewrócić, ruszyła do drzwi. Wyszła z pokoju i zeszła na dół. Zajrzała do salonu, myśląc, że znajdzie tam Harry'ego. Niestety, bruneta ani śladu. Srebrnooka poszła do kuchni, ale tam również było puste. Z coraz większą paniką pobiegła na górę z myślą, że może chłopak wrócił do pokoju. Przeliczyła się. Zaczęła zaglądać do wszystkich pomieszczeń w domu. Kiedy zajrzała do ostatniego, jej nadzieja się rozwiała. Rozpłakała się ponownie. Ze złości na siebie, z bezsilności i ze smutku. Oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Schowała twarz w dłoniach.
Kiedy siedziała skulona, płacząc i nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Harry z kapturem na głowie i rękoma w kieszeni, zgarbiony i ze spuszczoną głową szedł ulicą, coraz bardziej oddalając się od domu Annabeth.
* Marinę z bloga http://lastchancestory.blogspot.com/
* Bainel B z bloga http://i-lost-my-life-to-fandoms.blogspot.com/
* Julię Pacak z bloga http://dressa-in-my-heart-forever.blogspot.com/
Bardzo dziękuję ♥
Co to jest LBA?
"Nominacja do Liebster Blog Award
jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze
Wykonaną Robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie
obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. (...) należy
odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,
która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. (..)"
która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. (..)"
Pytania, które dostałam:
* Marina:
1. Jest taka książka, która spodobała Ci się od pierwszej przeczytanej strony?
Oczywiście Harry Potter <3
2. Jaki jest Twój ulubiony gatunek książek?
Fantasy, przygodowe :)
3. Czy masz swój ulubiony cytat?
Mam ich wiele, niekoniecznie z książek:
"Nigdy nie pozwól, aby ktoś zniszczył Twoje marzenia" ~ Arkadiusz Gołaś [*]
4. Jak spędzasz swój wolny czas?
Na pisaniu, spotkaniach z przyjaciółmi, grze w siatkówkę oraz na czytaniu :)
5. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
Nie mam jednej ;) aczkolwiek preferuję drugie dania :)
6. Zakończenie jakiej książki kompletnie zbiło Cię z nóg?
Hmmm... Zwiadowców, części 2, gdy Will został porwany i Halt nie mógł go uratować :c
7. Masz jakąś ulubioną ekranizację książki?
Harry Potter <3
8. Jakie sny miewasz najczęściej?
Fantastyczne, śmieszne ;)
9. Brzmienie jakiego instrumentu podoba Ci się najbardziej? Dlaczego?
Pianina. Uspokaja i wgl :)
10. Masz takie piosenki, których możesz słuchać w nieskończoność i które nigdy Ci się nie znudzą?
Oczywiście :)
"Ania" - Słoń & Mikser
"1 moment" - Buka feat. K2
11. Co Cię motywuje do pisania?
Komentarze i opinie czytelników, RealPlay pisane z Niuńkiem i kilkoma innymi osobami ;)
* Bainel B
1. Od jakiej książki zaczęła się Twoja przygoda z czytaniem?
Cóż.. najpierw były to lektury szkolne, pierwszą książką, która przeczytałam poza kanonem lektur był "Harry Potter" gdyż obejrzałam pierwsze trzy filmy i bardzo mi się spodobał <3
2. Co Cię skłoniło do tego, żeby zacząć prowadzić bloga?
Pisałam blogi już wcześniej, tyle że o tematyce siatkarskiej, a na pomysł pisania tego bloga wpadłam któregoś dnia, kiedy pisałam RealPlay na asku :)
3. Czy masz książkę do której możesz wracać tysiąc razy i nigdy Ci się nie nudzi? Jaka to książka?
Harry Potter, Zwiadowcy, Dary Anioła *.*
4. Która ekranizacja książki jest Twoim zdaniem kompletnym dnem?
Zmierzchu :/
5. Co Cię inspiruje podczas pisania?
Głównie to RealPlay ;>
6. Jaki gatunek książek podoba Ci się najbardziej?
Fantasy i przygodowe :)
7. Kto jest Twoim ulubionym autorem?
J.K. Rowling :)
8. Jaką książkową postać lubisz najbardziej? Dlaczego?
Hmmm... ciężko mi wybrać jedną i je uzasadnić, więc napiszę w skrócie: Harry Potter, Draco Malfoy, Jace Wayland, Halt, Horace <3
9. Czy zdarzyło Ci się, że musiałeś przeczytać książkę dwa razy, bo za pierwszym nic z niej nie zrozumiałeś? Jaka to książka?
Nie zdarzyło mi się to jeszcze :)
10. Czy potrafisz podczas czytania, np. słuchać muzyki? Czy jest to dla Ciebie zbyt rozpraszające?
Nie ma dla mnie z tym żadnego problemu :)
11. Na ekranizację jakiej książki obecnie czekasz?
Chciałabym, by powstała ekranizacja "Zwiadowców" <3
* Julia Pacak:
1. Ulubiony rodzaj książek?
Fantasy i przygodowe :)
2. Czytasz gdziekolwiek, czy masz swoje ukochane miejsce?
2. Czytasz gdziekolwiek, czy masz swoje ukochane miejsce?
Mogę czytać gdziekolwiek, aczkolwiek najbardziej lubię swoje łóżko i fotel :)
3. Najkrótsza książka, jaką czytałeś/aś?
3. Najkrótsza książka, jaką czytałeś/aś?
Nowele typu: Janko Muzykant, Sachem [chyba tak to się pisze? xd], Katarynka
4. Książka, na którą długo czekałeś/aś, a okazała się porażką?
4. Książka, na którą długo czekałeś/aś, a okazała się porażką?
Nie mam takiej :)
5. Książka, którą polecisz każdemu?
5. Książka, którą polecisz każdemu?
Harry Potter, Zwiadowcy :)
6. Książka, której ekranizacja jest pomyłką?
6. Książka, której ekranizacja jest pomyłką?
Zmierzch
7. Zbierasz oryginalne, czy książkowe okładki? A może nie robi, to dla Ciebie różnicy?
7. Zbierasz oryginalne, czy książkowe okładki? A może nie robi, to dla Ciebie różnicy?
Dla mnie to bez równicy :)
8. Kupujesz, czy wypożyczasz książki?
8. Kupujesz, czy wypożyczasz książki?
Bardziej wypożyczam, ale zdarza mi się kupić ;>
9. Ukochana księgarnia?
9. Ukochana księgarnia?
Nie mam takiej :p
10. Co sądzisz o e-book'ach?
10. Co sądzisz o e-book'ach?
Cóż... Ksiązki papierowe są o niebo lepsze, ale e-booki są dobrą alternatywą dla tych, którzy nie mają gdzie wypożyczyć bądź kupić książki :)
11. O zgrozo: najgorsza książka?
11. O zgrozo: najgorsza książka?
Czy najgorsza, to nie wiem, ale męczyłam się bardzo, gdy czytałam "Krzyżaków" :/
Blogi, które ja nominuję:
http://profesor-i-huncwot.blogspot.com/
http://veliminia15.blogspot.com/
http://www.live-in-magical-madness.blogspot.com/
http://skryte-dramione.blogspot.com/
http://zawszetydrarry.blogspot.com/
http://malecmagnusalec.blogspot.com/
http://hogwart-nowa-historia.blogspot.com/
http://hogwart-zmienicprzyszlosc.blogspot.com/
http://nietypowa-historia-lily-evans.blogspot.com/
http://dramione-krok-po-kroku.blogspot.com
Pytania ode mnie:
1. Ulubiony rodzaj książek?
2. Ulubiony bohater? Dlaczego akurat on?
3. Ekranizacja której ksiażki sprostała Twoim wymaganiom?
4. Czy jest taki rodzaj książek, którego w życiu byś nie przeczytał?
5. Czytasz obecnie jakąś książkę? Jaki ma ona tytuł?
6. Co sądzisz o e-bookach?
7. Najdłuższa książka, jaką czytałeś/aś?
8. Czy żałujesz jakiejś przeczytanej książki? Jaki ma ona tytuł?
9. Masz ulubiony cytat? Mógłbyś/mogłabyś się nim ze mną podzielić?
10. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?
11. Zakończenie jakiej książki najbardziej zbiło Cię z nóg?
********************************
ROZDZIAŁ 8:
***Patronus***
"Annabeth, razem z Riley uciekłam, by schować się przed śmierciożercami. Riley powiedziała, że jesteś w dobrych rękaw, więc bez obaw zostawiam cię razem z tym młodzieńcem. Wróć do domu i bądź grzeczna, twoja babcia na pewno niedługo wróci. Całuję, ciocia."
Oboje nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Jak to? Ciotka Annabeth zostawiła ją samą?? Bez opieki??
- C-co..? - zdołała tylko wykrztusić, wpatrując się tępo w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był patronus ciotki.
- Czy ta kobieta jest niepoważna? - Harry zdenerwował się, słysząc wiadomość.
- Harry... chodźmy stąd. Nie chcę tu być. - Ann wstała z kanapy i stanęła obok niego. Nie mógł się powstrzymać, aby nie przebiec wzrokiem po jej małym, drobnym ciele. Była niska, miała może z jakieś metr sześćdziesiąt. W odpowiednich miejscach jej ciało było przyjemnie zaokrąglone. Piersi były małe, ale na jej drobnym ciele prezentowały się imponująco, w dodatku, kiedy blondynka miała na sobie bluzkę z dekoltem w łódkę, taką jak dziś. Twarz... Twarz miała piękną, tego nie da się ukryć. Szare, praktycznie srebrne, niespotykane oczy i blond włosy, falowane, sięgające połowy pleców. Była zupełnym przeciwieństwem jego dziewczyny, Ginny, nie tylko pod względem wyglądu, ale i charakteru, ale bardzo go pociągała. Tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać i dopuścił do tego, co między nimi zaszło jakieś dwie minuty temu. Annabeth miała nadal rumieniec na twarzy, a wzrok spuszczony i wbity w podłogę. Zacisnął pięści. Jak on mógł? Dlaczego nie trzymał się od niej z daleka już od samego początku, skoro wiedział, jak ona go pociąga? Dlaczego w tej jednej chwili zapomniał o swojej dziewczynie i dał się ponieść emocjom tutaj, z Annabeth? Ona taka nieśmiała, skryta, delikatna i tajemnicza miała w sobie to coś, co sprawiło, że zapomniał o temperamentnej, pewnej siebie i porywczej Ginny.
- Tak.. chodźmy stąd. To do ciebie? - zapytał, łapiąc jej dłoń. Oboje czuli się dziwnie, po tym co zaszło, a teraz jeszcze musieli trzymać się za ręce. Ann kiwnęła głową, modląc się w duchu, aby jak najszybciej znalazła się w domu, zakopała się pod kołdrą i miała na to wszystko choć przez chwilę wy*ebane.
Harry przeteleportował ich do domu Ann. Znaleźli się w salonie. Annabeth opadła na kanapę i schowała twarz w dłoniach.
- Ona.. Ona mnie zostawiła... - dziewczyna nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. - Teraz już kompletnie jestem sama...
- Ann.. nie jesteś sama... Masz jeszcze mnie. - Harry usiadł obok blondynki i objął ją ramieniem. Nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego tymi swoimi pięknymi, srebrnymi oczami. Jej wzrok padł na jego usta. Zagryzła wargę. Ich twarze nagle znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Harry ponownie miał ochotę ją pocałować, lecz tym razem opamiętał się. Odsunął się od niej, po czym napotkał jej zawiedziony, smutny wzrok.
- Ann.. przepraszam. My... nie powinniśmy. Ja mam dziewczynę. I to w domu twojej ciotki również nie powinno mieć miejsca... Przepraszam.
Annabeth odwróciła głowę, by nie widział, jak do jej oczu napływają łzy. Ona głupia się łudziła się, że w końcu będzie miała kogoś bliskiego, że skończy jej się samotność w tym wielkim świecie, ale nie. Chłopak, który okazał jej jakiekolwiek uczucia, nawet jeśli były one impulsywne, pod wpływem chwili, musiał być zajęty. Po co w ogóle okazywał jej bliskość? Żeby było jej przykro? Żeby potem miała wyrzuty sumienia? O nie. Co to to nie. Tak się z nią nie postępuje.
- Annabeth..? W porządku? - usłyszała głos Harry'ego. Zamrugała kilka razy, by odgonić od siebie nieproszone łzy. "W porządku? Ty się pytasz, czy w porządku? Najpierw dajesz mi nadzieje, całujesz, potem mówisz, że to nie powinno się zdarzyć, bo masz dziewczynę i pytasz się czy w porządku? Po co w ogóle mnie całowałeś, skoro masz dziewczynę?" - chciała powiedzieć, lecz tylko pokiwała głową. Nie będzie mu robić awantur. Da mu po prostu odczuć, jak to jest, kiedy ktoś kogoś po prostu odrzuci. Jeszcze da mu okazję, żeby się tak poczuł. Tak. Od dziś jej celem stało się rozkochanie w sobie Harry'ego. A kiedy jej się to uda, po prostu go spławi. Da mu kosza. Potraktuje go tak, jak on ją. Zemści się.
- Głodna jestem. Idę zrobić kolację. - Annabeth opuściła salon, zostawiając Harry'ego w salonie, sam na sam ze swoimi przemyśleniami. Było mu głupio, że tak potraktował Ann. W sumie znał ją krótko, ale w pewnym stopniu zależało mu na niej. Oczywiście, nie chciał zdradzać Ginny. Chciał, aby Annabeth była jego przyjaciółką, by była zawsze blisko niego, by nie działa jej się krzywda, ale... Nie mógł zostawić Ginny. Kochał ją, a to, co czuł do Ann było dość dziwne i trudne do nazwania. Sam nie wiedział, czy to miłość. Tłumaczył sobie, że to raczej chwilowa fascynacja, zauroczenie, które szybko minie.
Jego rozmyślania przerwała Annabeth, która przyniosła do salonu talerz pełen kanapek oraz dwa kubki herbaty. Postawiła wszystko na ławie, a sama usiadła na fotelu.
- Smacznego. - powiedziała cicho i wzięła do reki kanapkę. Harry podziękował i również zaczął jeść. Cała kolacja minęła im w ciszy. Po skończonym posiłku Annabeth sprzątnęła i wróciła do salonu. Zerknęła na zegarek.
- Późno już.. Idę spać. Ty też się połóż.
- Nie jestem śpiący. - odpowiedział Harry, patrząc pustym wzrokiem gdzieś przed siebie.
- Jak chcesz.. - wzruszyła ramionami i poszła na górę. Weszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Rozejrzała się bezradnie. Tak na prawdę, to nie chciało jej się spać. Ale wolała iśś i spróbować zasnąć niż tak siedzieć i milczeć. Nagle przyszło jej coś do głowy. Poszła do sypialni swojej babci i otworzyła jej bogato wyposażony barek. Wzięła butelkę wina, kieliszek i wróciła do swego pokoju. Usiadła na parapecie i patrząc gdzie w dal powoli opróżniała butelkę. Przypominała sobie stare, dobre czasy, kiedy nikt nie ścigał jej ani jej bliskich, kiedy nie miała żadnych problemów, tylko żyła beztrosko, przyjaźniąc się z Riley. Miała dziwne przeczucie, że te czasy już nie wrócą.
Po jakiś dwóch godzinach takiego siedzenia i rozmyślania przypomniało jej się, że na dole, w salonie, jest Harry. Zeskoczyła z parapetu, o mało co nie tracąc równowagi przez wypity alkohol. Zeszła na dół i zastała Harry'ego, śpiącego na siedząco na kanapie, z otwartą jakąś książką, którą wziął ze stolika stojącego niedaleko. Ann zawsze zostawiała tam książki, które zamierzała przeczytać.
Podeszła do niego i delikatnie potrząsnęła go za ramię.
- Harry.. Harry, obudź się...
Po chwili chłopak otworzył oczy i rozejrzał się wpółprzytomnie.
- C-co..? O co chodzi..? - spytał, poprawiając sobie okulary.
- Chodź, położysz się na łóżku. - pociągnęła go za rękę.
- Nie trzeba, prześpię się na kanapie. - zaprotestował.
- Nawet nie ma mowy. - syknęła. - Wstawaj!
- Dobrze, już dobrze... - wyrwany ze snu Harry był w stanie zgodzić się niemal na wszystko, byleby tylko mieć spokój i się przespać w spokoju. Dał się zaprowadzić Annabeth do jej pokoju i położyć na łóżku. Już ledwo kontaktował, był prawie w krainie Morfeusza, jak zauważył, że blondynka opuszcza pokój. Zwrócił uwagę na jej lekko chwiejny krok.
- Ann..?
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Była lekko roztrzepana, oczy jej błyszczały. "Ona jest pijana" - pomyślał brunet, patrząc na nią uważnie. Mimo ogarniających senności uniósł się na łokciu i zapytał:
- Gdzie idziesz?
- Do salonu.
- Po co?
- Spać. - odpowiedziała krótko i odwróciła się, chwytając za klamkę.
- Czekaj.. Połóż się tutaj, ja prześpię się na kanapie. - Harry podniósł się z łóżka.
- Nie, Harry, kurde, gdybym chciała spać tutaj, a ty na kanapie, to wcale bym cię nie budziła i nie ciągnęła tutaj.
- No fakt... - podrapał się po głowie. - To połóż się ze mną. Raczej się zmieścimy. Raz już tutaj spaliśmy.
Annabeth wywróciła oczami.
- Nie będę z tobą spać.
- A to niby czemu? - zapytał zdziwiony.
- Bo... - zaczęła, ale urwała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. - No dobra. - westchnęła, przemyślając sprawę. Tutaj chyba będzie jej wygodniej niż na kanapie.
Podeszła do łóżka i położyła się obok Harry'ego, zajmując miejsce z brzega. Leżała jakiś czas na plecach, czując, jak alkohol w jej krwi powoli działa. Kręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy, próbując usnąć. Ale nie mogła. Dotknęła dłońmi policzków. Były gorące. To na pewno przez to wino. Albo przez bliskość Harry'ego... Nie wiedziała, ale jednego była pewna: teraz na bank nie uśnie.
- Harry... śpisz? - spytała, odwracając głowę w jego stronę. Leżał odwrócony do niej plecami, przodem do ściany. Gdy się odezwała, spojrzał na nią przez ramię.
- Nie..
- Nie mogę spać.. - zamarudziła. Harry odkręcił się w jej stronę.
- Poróbmy coś... - spojrzała na niego błagalnie.
- A co chcesz porobić?
- No nie wiem... Pograjmy w coś, pogadajmy, zajmijmy się czymś. Nie wiem. Wymyśl coś.
- Ja mam coś wymyślić? To ty nie możesz spać, więc ty coś wymyśl.
- Ale ja nie wiem co ty byś chciał.. co lubisz robić?
- Nieważne. Poróbmy coś, co ty chcesz robić. - powiedział Harry ugodowo, a oczy Ann zabłysły. Nie wiedział, na co się godzi.
- Jesteś pewien, że chcesz robić to, co ja chcę? - spytała, przygryzając wargę. Brunet przypatrzył się jej uważnie. Gdy zobaczył jej delikatny, figlarny uśmiech oraz iskierki w oczach, domyślił się, o co prawdopodobnie jej chodzi, lecz nie zaprotestował. Był ciekaw, jak ona to sobie obmyśliła. Poza tym, czuł dziwne podniecenie, kiedy myślał, że mógłby ją znowu pocałować.
Blondynka złapała rękę bruneta i przerzuciła ją sobie przez talię. Swoją dłoń położyła na jego ramieniu i powoli zjeżdżała na plecy, wodząc delikatnie palcami po jego ciele. Przysunęła się do niego i wtuliła twarz w zagłębienie na jego szyi. Harry odetchnął w duchu, myśląc, że dziewczyna dała sobie spokój i do niczego więcej się nie posunie. Schował twarz w jej włosach i wypuścił powietrze, nie zdając sobie wcześniej nawet sprawy, że wstrzymuje oddech. Blondynka jednak nie postanowiła na tym zaprzestać. Uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Wychyliła się, by dosięgnąć swoimi ustami jego ust i złączyć je w pocałunku, lecz zielonooki odsunął się. Annabeth spojrzała na niego pytająco. Harry zdjął z siebie jej dłoń i wstał z łóżka. Wyszedł bez słowa z pokoju, zostawiając Ann samą, zdezorientowaną i pod lekkim wpływem alkoholu.
Blondynka wpatrywała się w drzwi pustym wzrokiem. Nie bardzo do niej docierało, co zrobiła. Po chwili otrząsnęła się.
- Harry... - jęknęła i wstała z łóżka. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami miała białe plamy. Chwyciła się poręczy, by się nie przewrócić i przeczekać chwilowy zawrot głowy. Gdy mogła już normalnie stanąć i się nie przewrócić, ruszyła do drzwi. Wyszła z pokoju i zeszła na dół. Zajrzała do salonu, myśląc, że znajdzie tam Harry'ego. Niestety, bruneta ani śladu. Srebrnooka poszła do kuchni, ale tam również było puste. Z coraz większą paniką pobiegła na górę z myślą, że może chłopak wrócił do pokoju. Przeliczyła się. Zaczęła zaglądać do wszystkich pomieszczeń w domu. Kiedy zajrzała do ostatniego, jej nadzieja się rozwiała. Rozpłakała się ponownie. Ze złości na siebie, z bezsilności i ze smutku. Oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Schowała twarz w dłoniach.
Kiedy siedziała skulona, płacząc i nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Harry z kapturem na głowie i rękoma w kieszeni, zgarbiony i ze spuszczoną głową szedł ulicą, coraz bardziej oddalając się od domu Annabeth.
Subskrybuj:
Posty (Atom)