Gdy się obudziła, leżała odwrócona w stronę Harry'ego, który jeszcze spał, a jego ręka spoczywała na jej ciele. Trochę ją przygniatała i krępowała ruchy, ale nie chcąc go obudzić, leżała nieruchomo i cierpliwie czekała, aż sam wstanie. Przez ten czas mogła do woli, bez skrępowania, przyglądać się jego twarzy, jej delikatnym rysom oraz rozczochranym, ciemnym włosom.
Do pokoju wpadały jasne promienie słońca, kiedy Harry w końcu otworzył oczy. Przeciągnął się i przebiegł zaspanym wzrokiem po pokoju. Spojrzał na Annabeth leżącą obok niego. Uśmiechnął się lekko.
- Dawno wstałaś?
- Niedawno. - odpowiedziała, podnosząc się z łóżka. - Za jakieś piętnaście minut możesz przyjść do kuchni na śniadanie. - poinformowała go i opuściła pokój. Harry przetarł oczy i założył okulary, które wczorajszego wieczoru położył na małej szafeczce nocnej, stojącej obko łóżka. Wstał z łóżka i nie czekając tych piętnastu minut zszedł na dół do kuchni, wiedziony smacznym zapachem, roznoszącym się już w niemal całym domu. Annabeth robiła tosty. Usiadł do stołu, a za kilka minut pojawił się przed nim talerz pełen smacznych tostów. Naprzeciwko usiadła Ann, ze swoją, znacznie mniejszą porcją. Zjedli w milczeniu. Również gdy dziewczyna sprzątała po śniadaniu, żadne z nich się nie odzywało. Panowała dziwna atmosfera. Żadne z nich nie wiedziało, co ma mówić, co robić..
- Chodźmy do salonu.. - zaproponowała Annabeth, po czym oboje przenieśli się do wspomnianego pomieszczenia. Usiedli wygodnie na kanapie. Harry czuł się niezręcznie, Ann zapatrzyła się w jakiś punkt przed sobą. Znowu myślała o Riley. Zastanawiała się, gdzie może być, co się z nią dzieje, czy jeszcze żyje... Ta ostatnia kwestia nie dawała jej spokoju. Gdyby Riley coś się stało... nie wytrzymałaby chyba psychicznie. Albo przeszłaby załamanie nerwowe i utraciła zmysły, albo postanowiłaby zakończyć swoje życie, jakże puste bez tej jedynej, bliskiej jej osobie.
Nie wiedziała, ile już tak siedzi nieruchomo i wpatruje się pustym wzrokiem w przestrzeń. Kiedy już się ocknęła z zadumy, zauważyła, że Harry drzemie sobie cicho na kanapie obok niej, a na kolanach leży jakaś otwarta książka. Zerknęła na nią. Jedna z tych, które leżały na stoliku obok kanapy. No tak, nie była zbyt rozmowną towarzyszką wiec się nie dziwiła, że Harry z nudów zaczął czytać książkę i najzwyczajniej w świecie zasnął.
Z westchnieniem sięgnęła po następną leżącą na stoliku książkę. Zaczęła ją czytać, lecz nie mogła się za bardzo skupić i niektóre zdania musiała niekiedy czytać kilka razy, by zrozumieć jakikolwiek sens. Po kilku stronach męczenia się z rozumieniem tekstu z rezygnacją odłożyła książkę z powrotem na stolik. Harry w tym momencie poruszył się, po czym otworzył oczy.
- Długo spałem..? - zapytał, przeciągając się.
- Nie mam pojęcia.. nie zauważyłam, kiedy zasnąłeś. - odpowiedziała szczerze.
- No tak, byłaś zbyt zajęta wpatrywaniem się w jeden punkt.
- Myślałam.. o Riley.
-Ciągłe myślenie o niej wcale jej nie pomoże.. Musimy działać.
- A-ale jak?
- Powiedzieli, że oddadzą Riley, kiedy dostaną mnie... - powiedział powoli. - Więc oddam się w ich ręce. - dokończył szybko, z miną, jakby wymyślił jakiś bardzo super hiper fajny plan. Szkoda tylko, że taki nie był.
- Nawet nie ma takiej opcji. - Annabeth ponownie zareagowała gwałtownie na tę propozycję. - Jestem bliska stracenia Riley.. Nie chcę, by stała się jeszcze krzywda tobie... przeze mnie... - spuściła pełen łez wzrok. Harry ujął jej policzki w dłonie i uniósł jej twarz, by na niego spojrzała.
- Annabeth, naprawdę nic mi się nie stanie. - powiedział spokojnie. - Ryzykuję na własne życzenie. Chcę ci pomóc. Już taki właśnie jestem. Że lubię pomagać innym. Nawet jeśli oznaczałoby to dla mnie uszczerbek na zdrowiu bądź śmierć.
- To się chwali, Harry.. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak odważnego i bezinteresownego, jak Ty.. - przytuliła go. Harry objął ją i odwzajemnił uścisk. Dziewczyna po chwili się od niego odsunęła. Ponownie złapała ją melancholia. Podkuliła nogi, objęła je rękoma i oparła brodę o kolana. Przymknęła oczy. Po chwili usłyszała, jak Harry nuci cicho jakąś piosenkę. Uśmiechnęła się lekko, a brunet przerwał melodię.
- Nie przeszkadzaj sobie. - powiedziała z nadal zamkniętymi oczami.
Harry zrobił głęboki wdech i ponownie zaczął nucić coś pod nosem.
- Śmiało, nie krępuj się. Śpiewaj.. - Annabeth uśmiechnęła się szerzej, a Harry już po chwili śpiewał głośniej. Ann otworzyła oczy i zobaczyła, że brunet wstał z kanapy i teraz stoi przed nią, z wyciągniętą ręką w niemym geście zaproszenia do tańca, nadal cicho podśpiewując. Z lekkim uśmiechem ujęła jego dłoń i również podniosła się z kanapy. Harry położył dłoń na jej talii, a ją przeszedł delikatny, przyjemny dreszcz. Zignorowała to uczucie i dała się poprowadzić Harry'emu w tym wolnym, spokojnym tańcu do nuconej przez niego piosenki. W pewnym momencie Harry wykonał z Annabeth obrót, po czym objął ją obiema rękoma, a ona oplotła mu palce na szyi. Jej serce zaczęło mocniej bić. Czy to normalne? Czy ona musi tak reagować? A może to po prostu wariuje jej umysł, jej organizm przez to, że tak mało czasu spędzała ze swoimi rówieśnikami. Praktycznie wcale. A może po prostu z powodu wyjazdu babci i jej przedłużającego się powrotu, porwania Riley i ucieczki ciotki brakowało jej kogoś bliskiego? Tak czy siak, potrzebowała bliskości. Tu i teraz. Niezależnie od tego, czy to byłby ktoś z rodziny, przyjaciółka, czy chłopak... Musiała poczuć, że jest z kimś blisko.
Nagle odczuła silną ochotę pocałować Harry'ego. Wspięła się na palce i zbliżyła swoją twarz do jego. On również delikatnie się pochylił. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, Ann czuła oddech bruneta na swojej twarzy. Usta się zetknęły.. To było zaledwie muśnięcie, ale dla obojga było to nie lada przeżycie i bijatyka myśli. Annabeth ganiła się w duchu, że ledwie co zna chłopaka, a już odwala takie rzeczy, choć jednocześnie odczuwała przy tym przyjemność. Ogromną. Harry natomiast.. No właśnie. On również odczuwał w pewnym stopniu przyjemność. Annabeth była taka.. inna. Cicha, spokojna, tajemnicza... I to właśnie to było w niej pociągające. Ta jej cała tajemniczość. Jednocześnie ganił się w myślach, że dopuścił do tego pocałunku, do tego muśnięcia wargami... Że nie odsunął się wcześniej. I że czegoś jej nie powiedział. Odsunął się delikatnie, wziął głęboki wdech i zebrał się na odwagę.
- Annabeth.. my nie możemy... Ja.. ja mam dziewczynę.
Twarz Ann pozostawała jakby bez wyrazu. Albo się tym wcale nie przejęła, albo po prostu dobrze się maskowała. Zrobiła obrót i ukłoniła się, tym samym kończąc ich taniec.
- Jak ma imię ta szczęściara? - zapytała po chwili.
- Ginny. - na samo wspomnienie ukochanej na usta Harry'ego wdarł się radosny uśmiech, a spojrzenie stało się rozmarzone. Annabeth podeszła do okna. Wpatrywała się w krajobraz za oknem. Nagle coś przykuło jej uwagę. Szyba wyglądała bardzo dziwnie, jakby była oszroniona. "O tej porze?" - pomyślała. "Przecież mamy późną jesień.. nie ma nawet mrozu". Położyła dłoń na szybie. Była zimna. Spojrzała za okno. Nad domami świeciło słońce.
- Więc co do jasnej.. - mruknęła, przejeżdżając dłonią po szybie. - H-harry... - Annabeth postanowiła powiadomić swojego towarzysza o dziwnym zjawisku. Kiedy brunet znalazł się obok niej, wskazała na szybę, na której nadal spoczywała jej dłoń.
- Spójrz.. szyba.. zaszroniona... - powiedziała szeptem, a chłopak również położył na niej rękę.
- To dziwne... - mruknął pod nosem. Zmarszczył brwi, co świadczyło o tym, że się nad czymś zastanawia. Annabeth tymczasem poczuła, jak powoli ulatuje z niej radość, nadzieja, chęć życia...
- Wszystko nie ma sensu. - rzuciła beznamiętnym głosem i zabrała dłoń. Harry spojrzał na nią uważnie. - Zostawmy to wszystko w spokoju, mam to gdzieś. Niech każdy radzi sobie sam. - wymamrotała z ponurą miną.
- Annabeth.. co ty wygadujesz? Dobrze się czujesz? - Harry patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, nie wiedząc, co może być powodem jej nagłej zmiany nastroju. "Ehh te kobiety" - pomyślał, już zwalając winę na hormony, kiedy do środka wsunęły dwa czarne jak mrok, upiorne dementory, a za nimi banda śmierciożerców.