Znaleźli się w jakimś pomieszczeniu. W środku panował półmrok, gdyż dostęp światła blokowały zaciągnięte ciężkie, grube, ciemnozielone zasłony. Meble były wykonane z ciemnego drewna. Obok kominka stały dwa duże, czarne fotele.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Harry, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W domu Riley.
- A tak w ogóle, to kim jest Riley? - chłopak zmarszczył brwi.
- To moja najlepsza.. i jedyna przyjaciółka... - oczy Annabeth zaszły łzami, gdy wspomniała o zaginionej dziewczynie. Harry milczał. Obserwował, jak Anna podchodzi do drzwi i wychylając się, woła:
- Ciociu?! Ciociu, jesteś?!
- Ciociu? - zdziwił się brunet. - Riley jest twoją siostrą?
- Nie.. jej mama jest bardzo bliską znajomą mojej rodziny. I dlatego mówię na nią "ciociu". - wyjaśniła.
Po chwili w domu rozbrzmiały czyjeś kroki. Ktoś schodził po schodach. A raczej zbiegał.
- Ciociu, to ty..? - zapytała Annabeth, ponownie wychylając się na korytarz. Nagle do środka wpadła jakaś kobieta, o mało co nie przewracając dziewczyny stojącej w drzwiach. Miała na sobie ciemną, kilkuwarstwową, poszarpaną na brzegach spódnicę. Do tego miała czarną, opinającą bluzkę na długi rękaw. Jej włosy były kręcone, okalały w nieładzie całą jej głowę. Ta kobieta sprawiała wrażenie... obłąkanej.
- Annabeth, kochanie, nic ci nie jest? - zapytała, podchodząc do niej i przytulając ją mocno.
- Mi nie, ale.. Riley.. oni ją mają... - po policzkach Anny spłynęły łzy. - Przykro mi ciociu.. ale było ich więcej... Nie dałyśmy rady..
- Nie płacz dziecko... Usiądź. - wskazała na kanapę. Jej wzrok padł na Harry'ego.
- Annabeth, a kim jest ten chłopak?
- To jest.. - zaczęła, lecz Harry jej przerwał:
- Pani wybaczy, że się nie przedstawiłem. Nazywam się Harry. Harry Potter.
- Miło mi cię poznać.. Harry. Annabeth. - odwróciła się w stronę dziewczyny - Kto to jest i skąd go znasz? - zapytała. W tym momencie sprawiała wrażenie zaborczej i chcącej we wszystkim kontrolować Annabeth.
- Ciociu, Harry mi pomógł... Gdyby nie on, szwędałabym się dalej po Londynie, nie wiedząc nawet, kim jestem, bo te dranie wyczyścili mi pamięć!
- Nie krzycz!
Annabeth ucichła. Spojrzała na ciotkę.
- Nie waż się podnosić na mnie głosu! To po pierwsze. A po drugie: co ja ci mówiłam na temat nieznajomych?! - kobieta złapała dziewczynę za nadgarstek, mocno zaciskając palce. - Nie możesz rozmawiać z obcymi, a tym bardziej przyprowadzać ich do domu!
Ciocia Anny wyglądała, jakby wpadła w szał. Zaciskała mocno palce na ręku dziewczyny, jej oczy błyszczały i krzyczała na kulącą się na kanapie dziewczynę. Harry nie mógł dłużej tak siedzieć. Musiał zareagować.
- Niech pani ją puści!
Kobieta odwróciła się w jego stronę, ale nadal trzymała Annabeth za nadgarstek.
- Kim jesteś, żeby mi rozkazywać?! Mam opiekę nad Annabeth i ja jej mówię, co ma robić!w
W tym momencie w domu rozległ się huk. W środku pojawiło się kilka ubranych na czarno postaci w maskach na twarzach. Śmierciożercy.
Ciocia Annabeth gwałtowanie odwróciła się w ich stronę. Jej mina diametralnie się zmieniła. Z apodyktycznej ciotki stała się wylęknioną kobietą, która zadarła nie z tymi, co potrzeba.
- No proszę... zadłużona, jej siostrzenica i pan Potter. Co za miłe spotkanie. - wycedził jeden ze śmierciożerców.
- Gdzie jest moja córka? Oddajcie mi córkę... - powiedziała mama Riley zrozpaczonym głosem.
- Twoja córka jest cała i zdrowa... jeszcze. - zakpiła jedna z kobiet w masce.
- Oddajcie mi ją.. Cz-czego wy chcecie..?
- Dobrze wiesz, czego! - wykrzyknął śmierciożerca. - Masz oddać dług, a jak nie, to pożegnaj się z córką.. i jej przyjaciółką. - mężczyzna o chłodnym głosie wyciągnął różdżkę i wycelował nią w Annabeth.
- Crucio!
- Protego! - tarcza wyczarowana przez Harry'ego ochroniła Annabeth przed tym okrutnym zaklęciem rzuconym przez śmierciożercę.
- Zostaw ją Malfoy!
- Potter! Nie wtrącaj się, Tobą zajmiemy się za chwilę... Crucio!
Harry poczuł, jakby miliony małych igieł wbijały się w jego ciało. Zacisnął mocno zęby, byleby nie krzyczeć, nie dać im tej satysfakcji. Syknął jedynie z bólu, wijąc się na podłodze. Zamknął oczy.
- Harry! - Annabeth upadła na kolana obok niego. Położyła mu jedną dłoń na czole, a drugą na sercu. - Harry, proszę.... - szeptała gorączkowo, mocno się skupiając. Nagle spod jej dłoni wypłynęło blade światło, stopniowo łagodząc i usuwając ból Harry'ego. Śmierciożercy obserwowali całe zajście, z początku rozkoszując się widokiem cierpiącego chłopaka, a potem zszokowani mocą Annabeth.
- Lucjuszu! - syknęła kobieta o brązowych, poskręcanych włosach. - Ona ma niezwykłą moc... Może się przydać Czarnemu Panu!
- Myślę, że może Mu się spodobać... - rzekł mężczyzna, wpatrując się w młodą uzdrowicielkę. Harry podniósł się z podłogi.
- Nie macie prawa jej tknąć!
- Bo co nam zrobisz, Potter? Poskarżysz się Dumbledore'owi? - śmierciożerca zaśmiał się szyderczo.
- Uciekła! Ta cwaniara uciekła! - krzyknęła któraś z kobiet w masce.
- Bellatrix! - Malfoy zwrócił się do niej. - Jak jej pilnowałaś?!
- Ja?! A ty to co?! Też mogłeś jej przypilnować!
Korzystając z zamieszania Harry zaczął rzucać zaklęciami w śmierciożerców. Dwóh trafił Drętwotą, jednego zaklęciem Sectumsempra, a innego rozbroił. Annabeth, widząc to, również sięgnęła różdżkę i sparaliżowała śmierciożercę zaklęciem Petryficus Totalus. Na kolejnego rzuciła Expelliarmus, gdy nagle oberwała Cruciatusem od nieuszkodliwionej jeszcze Bellatrix. Dziewczyna upadła z okrzykiem bólu na podłogę. Harry odepchnął Bellatrix zaklęciem, przez co Cruciatus został przerwany. Zanim kobieta zdążyła się podnieść, Harry złapał Annabeth, podniósł ją i przeteleportował do, wydawać by się mogło że bezpieczniejszego miejsca.
Pisz dalej, bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuń~Miona
Mogę powiedzieć/napisać jedno słowo, bo nie umiem tego opisać : Super!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGinny:*
Kolejny raz zagmatwana akcja. Niezbyt dokładnie opisujesz stany emocjonalnie jak i wydarzenia nie związane z dialogami.
OdpowiedzUsuńOstatnia informacja "Czytasz=komentujesz=motywujesz" nie powinna być w ogłoszeniach?